Po raz kolejny przepraszam za dość długą nieobecność! Wiecie szkoła i te sprawy, ostatnio całymi dniami ślęczę nad książkami. W każdym bądź razie postaram się nadrobić opowiadanie!
Enjoy! :))
Wybiegłam na zewnątrz i usiadłam pod ścianą. Ryczałam jak bóbr. Jo przysiadł się do mnie i objął ramieniem.
- Nie płacz - powiedział słodkim głosem
- Nie mogę - odpowiedziałam przez łzy
- Ależ możesz - przerwał na chwilę i głęboko odetchnął - W sumie czego można było się spodziewać widząc ten napis na drzwiach? Nie możesz się poddać, znajdziemy ją. Przecież bardzo tego chcesz.
- Tak, można było się spodziewać. I ja wcale nie płaczę z tego powodu. Wuj mnie obchodzi, że spieprzyła sobie życie. Obchodzi mnie jedynie, że spieprzyła nam życie. - popatrzyłam sie na niego - Zjebała nam totalnie życie.
Jo patrzył się osłupiały. Nie byłam pewna, czy wiedział o co chodzi.
- Ale o czym ty mówisz, Lind? - spojrzał na mnie pytająco
- Jebała się z każdym po kolei. Była dziwką, dziwką Jo! - wykrzyczałam, a przechodzący obok przechodnie spojrzeli się na mnie spode łba. - Skąd wiesz który z tych fagasów jest naszym ojcem? - spytałam się go ciszej.
Blondasek oniemiał, złapał się za głowę, a z jego ust usłyszałam ciche 'cholera, zajebię sukę'.
Mijały minuty, a wydawało mi się, że godziny. Cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa. Nagle Jo wstał i oparł się o ścianę.
- Co teraz? - spojrzał na mnie.
Wstałam i ja.
- Pierdol to. Nie chcę jej już szukać. Przestała dla mnie istnieć. - odwróciłam się i szybkim krokiem udałam w kierunku pętli autobusowej.
Nie słyszałam za sobą kroków, nie wiedziałam, czy Jo za mną idzie czy nie. Miałam wyjebane na wszystko. Chciałam jak najszybciej dostać się do domu, do Buby, który w tym całym zamieszaniu, zwanym moim życiem, nic a nic się nie zmienił.
Wsiadłam do autobusu, zajęłam miejsce na końcu, wtulając się w starą, zakurzoną firankę. Czułam się samotnie, strasznie. Nie wiedziałam kim jest mój ojciec. Gdzie jest moja matka. Dlaczego nam to zrobiła. Nie byłam jednak pewna, czy chcę znać odpowiedzi na te pytania.
Autobus ruszył, a ja przez całą drogę, całe 35 minut siedziałam bez ruchu w kącie autobusu. Nie odezwałam się nawet wtedy, gdy jakiś chłopak zapytał się czy wszystko u mnie w porządku.
Wysiadłam na przystanku koło mojego domu. Idąc wolnym krokiem zauważyłam ciocię i wujka Jo. Udałam, że ich nie widzę i weszłam do domu. Przytuliłam Bubę, dałam mu jeść i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i usiadłam na łóżku, wybuchając płaczem po raz kolejny. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Na chuj pakowałam się w poszukiwania matki?