Wybiegłam na zewnątrz. Byłam zdruzgotana, trzęsłam się z zimna. Drżały mi ręce. Skręciłam za budynkiem, usiadłam na ziemi i skuliłam się. Do moich oczu napłynęła tona łez. "Jak ona mogła?! Jak ona kurwa mogła?! Jebana dziwka."
Po chwili usłyszałam krzyk Jo 'LIIIIIND! Lind, gdzie jesteś?!'. Minął dłuższy moment, gdy nagle blondasek pojawił się w tym zaułku.
- Lind! Znalazłem Cię. - usiadł koło mnie i przytulił. Odepchnęłam go.
- Spierdalaj.
- Wiem, że jesteś zdruzgotana tym co tam zobaczyłaś, ale...
- Ale?! Jo, kurwa, ty masz jeszcze jakieś ale?! Nie widziałeś tego, co tam było?! - wykrzyczałam.
- Widziałem. - odpowiedział spokojnie.
- No i co?! Zadowolony jesteś, kurwa? - podniosłam się - Widziałam Twoją reakcję, widziałam jaki byłeś załamany! A teraz co? Głupa strugasz? - pobiegłam przed siebie.
Słyszałam jak mnie goni. Starałam się biec najszybciej jak mogłam, ale mimo to mnie dogonił. Szarpnął mną, stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Uspokój się! Uspokój się kurwa! - wykrzyczał do mnie - Byłem załamany, w dalszym ciągu jestem! Ale nic na to nie poradzimy, stało się. Sami tego chcieliśmy, zrozum. - popatrzył mi się prosto w oczy - Czy dalej chcesz jej szukać?
- Puść mnie. - powiedziałam
Zrobił tak jak prosiłam. Usiadłam na ziemi, co z tego, że była zimna, mokra i brudna.
Przycupnął koło mnie. Zapadła chwila ciszy, po czym zdobyłam się na odwagę, żeby mu odpowiedzieć.
- Chcę.
- Jesteś tego pewna?
- Bardzo - popatrzyłam się na niego - Ale czy musimy tam wchodzić?
- Obawiam się, że musimy - powiedział dość smutno.
- W takim razie... Chodźmy tam już. Chcę mieć to z głowy.
Wstałam i poszłam w kierunku Aranżego 8. Jo szedł za mną.
Wchodząc po schodach poczułam, jak po raz drugi łapie mnie za rękę. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Jednak to uczucie minęło, gdy doszliśmy pod drzwi z numerem 12. Muzyka grała tam w najlepsze, słychać było śmiechy. Wiedziałam, że te dziwki mają dobry ubaw.
Brat odwrócił się do mnie.
- Pukamy?
- Pukamy - odpowiedziałam pewnym głosem i wykonałam ten ruch.
Po chwili drzwi otworzył wysoki, dobrze ubrany mężczyzna. Spojrzał się na nas, a następnie na mnie.
- Państwo czegoś szukają? - powiedział grubym głosem
- Potrzebujemy paru informacji. - odpowiedział stanowczo Jo
- W takim razie zapraszam do środka. - popatrzył się na mnie z błyskiem w oku
- Podziękujemy. Mógłby nam pan powiedzieć co pan wie o Heidi Stonem? - blondasek zasłonił mnie sobą
- A co to za kobieta? Szukacie jej?
- Dokładnie tak. To nasza matka.
- Hohoho - rubasznym głosem zaśmiał się alfons - W takim razie macie niezłą mamuśkę.
- Mógłby pan? - spytał Jo niecierpliwie
- Za drobną opłatą...
- Ile chcesz?
- 100 zł. Chociaż tą panienką też bym nie pogardził. - oblizał wargi, zrobiło mi się niedobrze
- Trzym pan 100 zł, a od Lind się odpierdol. - brat wręczył mu banknot
- Grzeczniej młodzieńcze. Co byś chciał wiedzieć? Przepraszam pięknotko, co byście chcieli wiedzieć?
- Ile ona czasu tu pracowała, bo raczej pracowała i dlaczego?
- Noo pracowała, przynajmniej ... - zaczął liczyć na palcach - przynajmniej 5 lat.
Jo złapał się za głowę. Do oczy napłynęły mi łzy.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Potrzebowała zarobić. Przyszła do mnie któregoś, prawie naga. Była cholernie gotowa na to, żeby się pierdolić z pierwszym lepszym. Zresztą nie tylko ona, wszystkie takie są.
- Jak to zarobić?!
- Normalnie synku, zarobić. Na jakieś bachory. Oj, przepraszam, na was.
- Co za podła suka. - wymsknęło mi się
- Nieładnie młoda damo. - popatrzył się na mnie łapczywie
- Dlaczego zrezygnowała? - spytał Jo.
- Miała jakieś prolemy w małżeństwie, coś z mężem, nie wiem. Nie obchodziło mnie to. Dla mnie liczyło się to, żeby spłaciła dług.
- Spłaciła?
- Macie to szczęście.
- Wiesz gdzie można ją znaleźć? - spytałam się pełna obaw
- Wuj mnie to obchodzi - denerwowały mnie już te jego spojrzenia
- Możesz się przestać tak na mnie gapić pierdolony alfonsie?! - wykrzyczałam mu w twarz
- Pierdol się malutka, mam dla ciebie pracę. - wyciągnął do mnie rękę, którą natychmiast odsunęłam od siebie. Brało mnie obrzydzenie na widok tego typa. - No co? Nie chcesz troszkę zarobić? - mruknął mi nad uchem
- Kurwa człowieku pierdol się - Jo nie wytrzymał i popchnął go. - Idziemy Lind - zwrócił się do mnie.
Usłuchałam się, zaczęliśmy schodzić na dół.
- Pamiętaj kochanie, że prędzej czy później do mnie wrócisz, żeby zdobyć hajs! Jesteś taka sama jak matka. Może jak ojciec, choć pewnie tyle ich było, że nie wiesz czyja jesteś suko!
Miałam tego dość. Rozpłakałam się.