Szybko się ubrałam i dałam Bubie jeść. Nie wiedziałam ile czasu zajmie nam dojazd do klubu. Wyszliśmy z domu.
- No i co teraz? - spytałam
- No jak to co? - wyciągnął z kieszeni telefon - Ma się te bajery. - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Tylko czy te bajery coś dadzą Sherlocku - uśmiechnęłam się i minęłam go szybkim krokiem.
- Moje coś dadzą, ty idziesz w złą stronę - zaśmiał się.
Odwróciłam głowę do Jo i roześmiałam się. "No tak, faktycznie jestem zdrowo jebnięta".
- 'Powinieneś sprowadzić mnie na dobrą drogę' - zacytowałam słowa mamy z listu i podeszłam do Jo - To gdzie teraz?
- Mhm ... Na przystanek na Chomińskiego. - spojrzał się na mnie.
- W takim razie ruszajmy, autobus nie będzie na nas czekał - tym razem poszłam we właściwym kierunku.
- Czekaj no. - dogonił mnie i udaliśmy się na przystanek.
Dzisiejszego dnia było dość mroźno, a ja nie ubrałam się za ciepło. Gołe kostki, brak czapki i rękawiczek dały mi się we znaki. Dosyć długo czekaliśmy na autobus, zmarzłam cholernie. Nie wiem, czy było to po mnie widać, ale chyba tak, bo Jo chciał mi wręczyć swoją kurtkę. Stwierdziłam, że go pojebało, nie chciałam żeby zamarzł. A to, że zmarzłam było tylko i wyłącznie moją głupotą.
Na szczęście moje katorgi skończyły się. Przyjechał autobus, a na dodatek był prawie pusty i tak przyjemnie cieplutki!
Jechaliśmy około 30 min, zamieniając ze sobą tylko ciche 'już za chwilę będziemy na miejscu'.
Tak też się stało. Wysiedliśmy na kompletnym zadupiu. Wokoło jakieś pole, po drugiej stronie ulicy kilka niewielkich kamieniczek, które schodziły się ku środkowi, zapewne ku rynkowi.
Jo podszedł do tabliczek i przeczytał 'Aranżego 4'.
- Jesteśmu już blisko - popatrzył się na mnie. Dygotałam z zimna. - Wytrzymasz? - przytulił mnie do siebie.
- Dam radę, nie niańcz mnie - lekko odepchnęłam jego rękę - Idziesz?
- Jasne, szukajmy.
Po chwili staliśmy przed starą, zniszczoną, malutką kamienicą, a na odrywającej się od ściany tabliczce było napisane 'Aranżego 8'.
Popatrzyliśmy się na siebie i pełni obaw wchodziliśmy na górę. Będąc blisko piętra, na którym było to mieszkanie, Jo złapał mnie za rękę.
- Dodaję Ci otuchy mała - uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to i ścisnęłam jego dłoń mocniej.
Jakie było moje zdziwienie, gdy na drzwiach tego mieszkania, tego jebanego mieszkania, ujrzalam tablicę z napisem 'Klub GoGo - Tygrysek, otwarte 24h/dobe.'
Spojrzałam się na Jo, tego było już kurwa za wiele. Brat usiadł na schodach, widziałam jaki był zszokowany. Ja nie wytrzymałam całej tej atmosfery i zbiegłam po schodach na dół...