Siedzę sobie wygodnie w moim wiklinowym foteliku, popijam ukochaną zieloną herbatkę i czilatuję się podczas samotnego, ostatniego wolnego wieczorka w Kozienicach. Przygrywa mi boska Roisin, dzięki której mimo dosyć ciężkiego PMS-u udało mi się spakować. Zrobiłam pedikiur i manikiur, ale nie wiem po co, bo moje stopy i dłonie po chodzeniu po pokładzie, obsługiwaniu lin i klarowaniu jachtu oraz ciągłemu moczeniu się wodą Ryńskiego a potem natychmiastowym wysychaniu będą lada moment w opłakanym stanie. Ale kocham Mazury. To jest jedyne miejsce na Ziemi, gdzie potrafię mocno nagiąć swoje zasady higieny. :P Bo tam się nie da inaczej.
Jutro o 6 rano ja, Gosia, Ola i Emil wyruszamy w świat na pierwszy taki długi samodzielny trip w życiu, autem Oli. Widać, że koniec matur nie oznaczał końca egzaminów. Oczywiście nie zdążyłam powtórzyć sobie manewrówki, ponieważ dopadło mnie cholernie słodkie, śmierdzące lenistwo, na jakie człowiek czeka przez całe życie. Powiem nawet, że mimo wyników matur warto było tak zapierdalać, bo wakacje smakują mi tysiąc razy lepiej. Najlepiej w życiu. Dlatego lenistwa sobie nie oszczędzam :F
Moje włosy przeszły pomyślnie chrzest na nk, więc tutaj wstawiam z braku laku. Nie mam co dodawać, jakość jest w opłakanym stanie, tak jak mój aparat, który zatracił swą podstawową funkcję.
Chciałabym teraz jeszcze wspomnieć o paniach architektach i życzyć im pomyślnych wyników. Jutro wieczorem z jedną z nich opijemy Wasze ciężkie egzaminy! Mamy w czym wybierać, co kochani? Może zrobimy wyliczankę? XD
A na koniec.
Jutro możecie trzymać kciuki, byśmy przeszli manewrówkę.
28 możecie nam życzyć pomyślnych wiatrów.
A 30 wiele procentów, tych na papierze, jak i tych w butelkach.
Pozdrawiam
Wasza Ada