photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 9 STYCZNIA 2013
314
Dodano: 9 STYCZNIA 2013

White Scream, rozdział VI.

     Idąc polami usłyszałem tętent kopyt. Rozejrzałem się,jednak nikogo tam nie było. Zawiał mocniej wiatr,a wraz z nowym wciągnięciem powietrza moża było poczuć odór padliny. Nieprzyjemne zapachy nie chciały odejść więc ustapiłem kilka kroków do przodu z nadzieją,że w tamtym kierunku będzie słabszy, jednak się myliłem. Mimo to odór nasilał się tak,że nie szło oddychać. Słychać parskanie konia. Jest gdzieś niedaleko.Ale  gdzie , przecież tu nic nie ma! Zwaliło mnie z nóg kiedy usłyczałęm jakieś szepty i wycia w moich myślach. Są caraz głośniejsze. Śmiech jakiejś młodej kobiety,potem piszczenie. 

Co to ulicha jest !? 

Przeszedł mnie ból w kościach a myśli w mojej głowie są nie do zniesienia. Odgłosów przybywa,a ja nie wiem jak temu zapobiec.

Stop!

     W tym momencie wszystko znika. Nie ma rzadnego bólu a w mojej głowie nie słychać śmiechów i pisków. To jakieś czary. Nim się zorintowałem było już ciemno, a księżyc świecił jasno na niebie przy milionach tańczących gwiazd. Muszę się śpieszyć do karczmy! Z bólem w nogach wstaję ,chwila zawachania i odzyskałem równowagę. Jestem cały zlany potem a serce bije jak oszalałe. Rozglądam się jeszcze raz aby się upewnić ,że nikogo nie ma i ruszam żwawym krokiem w stronę lasu. Mijając granicę gdzie łączy się pole z lasem doszedł mnie słuch kopyt. Tym razem ucichają , tak jakby ktoś właśnie odjechał. 

 

 

 

                                                                                                         *** 

 

     Przed karczmą stoją już jacyś srodzy mężczyzni. Ubrani są w czarne spodnie,białe koszule oraz skórzane kamizelki kupione u Ordeusa w sklepie. Praktycznie wszyscy mają kamizelki jego roboty. Są jasnobrązowe z futrem lisim podszywanym koło karku. Wszyscy trzej mężczyzni są podeszłego wieku ze znaczną siwizną. Rozmawiając śmiali się co jakiś czas i wciągali fajkę. 

Otwierając drzwi mój umysł zalała woń pieczonego mięsa i piwa imbirowego. Na samą myśl ile będzie jedzenia ślinka cieknie. Przy stołach, po prawej stronie tawerny siedzą starsi mężczyzni śpiewając pieśni i zajadając się strawą. Po lewej stronie biesiadowali młodzi ludzie. Kiedy przyszłem właśnie skończyli tanczyć więc najprawdopodobniej dużo tańczyli a teraz mają odpoczynek. Za barem stoi Sam obsługujący jakąś kobietę. Po jego minie można zauważyć że owa kobieta mu się bardzo podoba. Ma długie platynowe włosy opadające na jej chudą sylwetkę. Na sobie ma założoną suknię,ciągnącą się do samej ziemi koloru niebieskiego ze srebrnymi wykończeniami przy rękawach i na końcu sukni. Twarzy jej nie mogę zobaczyć,ponieważ stoi do mnie tyłem. 

     Siadam przy stole sam,nim się jednak zorientowałem dołonczyli do mnie moi znajomi w wioski. Z wrzasku usłyszałem głos jednego z nich - Darometa, niewysokiego i przebiegłego chłopaka mniej więcej w moim wieku który siedział naprzeciwko mnie.

-Idziesz pózniej potańczyć? Jest dość dziewczyn więc pary Ci nie zabraknie! Chodz,rozerwiesz się trochę przyjacielu! 

-Może zatańczę,ale to pózniej. Teraz się trochę zle czuję,więc zrozum. 

W międzyczasie podeszła do nas jedna z kelnerek i podała nam piwa imbirowe.

-Przepraszam,ale ja nie zamawiałem piwa? -Spojrzała na mnie krzywo po czym się uroczo uśmiechnęła.

-Piwo dla wszystkich ,z okazji narodzin pierwszego dziecka Gartona!

Moje oczy cały czas odprowadzały miłą kelnerkę aż do baru,gdzie zniknęła między drzwiami.

-Co jest? Widać ,że coś cię trapi. Mi możesz powiedzieć... -zaczoł Daromet,pochylając się nieco nad stołem aby jego głos dotarł do mnie.

-Nic szczególnego, po drodze potknąłem się i trochę mnie główa boli. - Widziałem jego niedowierzanie w oczach więc szybko rzucułem nowy temat. - To jak,idziemy tańczyć?

Jego skinienie głową wystarczyło abym wstał i poprosił jedną z dziewczyn do tańca. Przy dobrej zabawie godziny mijały jak minuty. Można by było się bawić tak dobrze z całą wieczność. Po zakończonych tańcach o poznej godzinie pomału ludzie zaczynali wychodzić. Jacyś starzy dziadkowie zaczęli szamotaninę w karczmię, więc szybko podbiegłem do nich i im przerwałęm w walce.

-Ej,spokojnie mili dziadkowie !

-Odsuń się młodzieniaszu,to sprawa między nami! Ten łajdak zagroził mi,że zabije mojego konia jeżeli nie oddam mu fajki!

-To oddaj pan fajkę i będzie po kłopocie! - Wyrzucam do drugiego z gniewem w oczach. 

-Jak se pan chce,ale niech Twoja stopa spróbuje postać na mojej ziemi a pożałujesz tego! -Z oburzeniem patrzy na tego drugiego i bez słowa wychodzi. Tamten także wychodzi. 

Po chwili chata była pusta i zostałem tylko ja,Sam i sprzątaczki pomagające posprzątać przy bałagaie. 

-Co się stało tym dwóm ? -Zza moich pleców dochodził mnie głos Sama.

-A,nic takiego,zwykła szamotanina o głupią fajkę...

-Ahh,rozumiem. Idz do domu,Nathanielu,my z dziewczynami posprzątamy wszystko.

-Na pewno dacie sobie radę? Może jednak zostanę? -Patrzę na niegobadawczo a ten patrzy na mnie tylko wzrokiem i pokazuje głową w kierunku drzwi. Uśmiecham się do niego przyjacielsko i wychodzę. 

W końcu świeże powietrze,jak dobrze! 

 

 

                                                                                                                                                                                      To Be Continued ...

 

 

 

 

Komentarze

Junior karusek5 To znaczy 7 xD
07/02/2013 20:11:06
Junior karusek5 Czemu nie ma 6 rozdzialku ? :/
07/02/2013 20:07:43
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika replive.