/rebeccos
Aż nagle usłyszałam krzyk w naszą strone, William klęknął i mnie przytulił ponownie.
Luis, był przewodniczącym w tej całej bandzie. Nikt nie mógł mu naskoczyć, krzyknął - "Co ty do chuja robisz z tą łajzą na wózku Will?! Jesteś tak samo żałosny jak ta pokraka, nie chcesz iść z nami na lepsze dupy? Tylko siedzące i chore umysłowo? Twoja strata baranie! Jeszcze przyjdziesz do nas!" - Rozpłakałam się jeszcze mocniej jak to usłyszałam, ale William nie dawał za wygraną.Wiedział co zrobić abym nie płakała, wiedział co pokazać abym nigdy przez niego nie ryczała. - " Skarbie, Jess... Przepraszam za nich, pajace..Jesteś dla mnie najważniejsza, kocham Cię rozumiesz?! Spójrz na mnie! Chcę żeby cały świat słyszał, że jesteś dla mnie najwspanialszą kobietą pod słońcem" - kiedy poczułam ucisk na mojej twarzy, szerokim uśmiechem odwzajemniłam jego mimike twarzy, po czym powiedział - " Nikt tego nie zmieni. Nikt inny, wyprowadzamy się stąd mała"
-"Gdzie?! Człowieku ja mam rehabilitacje, jestem chora! Nie trać ze mną czasu i życia, tak będzie lepiej" - parsknęłam, chociaz w głębi duszy czułam jak wszystkie organy przerywają mi się na pół. - "William...słyszysz mnie?"
"Posłuchaj mnie moja suczko"-kontynuował - " Będziesz matką moich dzieci, jesteś i będziesz istotą najcudnowniejszą. Żartujesz chyba, że miałbym zrezygnować z Ciebie? Osoby którą kocham. Chodź ze mną, pokaże Ci świat. A przez twoją chorobe przejdziemy razem, obiecuje Ci to."
~ W życiu są rzeczy o które warto walczyć do samego końca. ~