Mógłbym wyjechać, o Warszawie śnić jak Niemen, nie wiem,
czy umiał bym bez tych miejsc żyć, nie wiem,
jak boli emigracja za chlebem, nie wiem,
i nie chcę wiedzieć, Polska jest moim upadłym niebem!
Dzisiaj tych wspomnień pył zdmuchuję na bit, sprawdź,
bo chcę przez moment poczuć się jak w tamtych dniach.
Dziś miasto płacze deszczem na chodnik pustych ulic.
Nie jestem sam, gdy tu wracam, mam kogo do snu tulić.
Otwieram oczy, budzisz mnie pocałunkiem,
jesteś obok, studzisz stres - to nietrudne.
Świat się nie zmienia, my patrzymy inaczej,
problemy nabrały innych znaczeń, łapiesz?
Mówili: "nie oddawaj duszy tylko serce",
dałem Ci wszystko na starcie, nie mam nic więcej.
Jak nie kumasz daj mi dłoń pływaj ze mną na taktach
I powiedz czego chcesz ode mnie bo sam nie wiem
Kiedyś budził nas zgiełk miasta i upalne południe,
dziś nie dają spać pytania, czy upadnę powtórnie.
Siadam na ławce obok Ciebie, odpalam Davidoffa,
dziękuję - wiem, że tylko Ty do życia dasz mi kopa.
Olej to wszystko i weź mnie za rękę.
Nie mówię Ci, że wkoło będzie wtedy piękniej,
ale zobaczysz, łatwiej jest we dwoje
Otwórz mi drzwi, bo wciąż przed nimi stoję.
Kocham Cię jaką jesteś, nie jaką chcę Cię mieć,
bo to, jaką jesteś, taką chcę Cię mieć.
Wakacje - byliśmy razem, ale musiałem coś zjebać,
bo już w sierpniu w parku sam chodziłem po alejach.
Pewnie Bóg na górze teraz się śmieje z nas,
nie będzie mu do śmiechu jak go spotkam twarzą w twarz,
bo jak tam dojdę, fajnie - nic się nie zmieni.
Zrozum to, jutro mam swój raj na ziemi.