Coroczny wyjazd nad morze różnił sie od poprzednich... był zupelnie inny... zawierał w sobie jedno słowo(a raczej wykrzyknik), które przewijało mi się co chwilę przez głowę.... Tęsknie!
Nie raz wypowiadalem je.... choć jak sie okazało nigdy nie dowiedziałem się na prawdę co znaczy tęsknić.... Domek w kórym mieszkałem na pełnym wypasie, brat jak nigdy dbał o to by niczego mi nie brakowało... Mimo wszystko chcialem wracać. Czy do szarego Zgierza? Czy do codziennych bowiązków?... Nie! Za tym nie tęsknilem.... Caly czas brakowało mi dotyku, ciepla, uczucia...brakowało mi Ciebie.... bardzo. Nie mogłem cieszyć się lampką wina, zachodem słońca, spacerem z pieknymi widokami... to wszystko tracilo urok... Nie wiem dlaczego? nie poznawalem się. Dziwiłem się.... zastanawiałem
Powtarzalem sobie.... to tylko tydzień.... jednak okazal się aż tygodniem. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, które zmusilo mnie do wielu refleksji i aktualizacji "życiowych definicji"... Jedyna definicja tęsknoty opisująca ją słowami jaka przychodzi mi na myśl to: uczucie straszne i zarazem piękne, wnoszące bardzo wiele(ogólnikowo, ale inaczej sie nie da)
takich doświadczeń mi narazie wystarczy
Cieszę się( mało powiedziane).... że w końcu Cie ujrzalem :*****
p.s .... i nie wygłupiajmy się więcej.... umowa???
Często stawalem nad brzegiem morza i wpatrzony w horyzont słuchałem szumu fal tworzący melodie, do której pasowały słowa pana Mickiewicza....
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu?
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
.... ale to już zupelnie inna (beczka) rozkminka.....