Trudno jest nawet częściowo opisać sytuację, której geneza ma miejsce na samym początku bieżącego 2009 roku& Parę miesięcy trudnych sytuacji, które w zasadzie zabiły wszystko w co wierzyłem, wszystkie marzenia, i całą nadzieję jaka jeszcze mi została.
Zawsze może być gorzej... i jest gorzej. Z niemal każdym dniem robi się coraz weselej w zasadzie w każdej dziedzinie życia jaką można sobie wyobrazić, nie tylko tej najważniejszej...
W poniedziałek znowu sytuacja się znacznie pogorszyła - zaczęło się odliczanie, do momentu w którym& Zresztą nie jest to ważne - znając moje szczęście coś się jeszcze wydarzy wcześniej, co zapewne i tak zniszczy plan zagłady zapewne ją przyspieszając.
W każdym razie tak skołowany nie byłem chyba nigdy - nie wiem ani co mówić, ani co robić& Bo tak naprawdę nie mam już siły, nawet tłumaczyć jak rzeczywiście sytuacja wygląda, a co dopiero próbować ją zmieniać, gdy nie ma na to żadnych perspektyw. Wiem, że są ludzie którzy w jakiś tam sposób mniej lub bardziej chcieliby pomóc, ale... nie da się. Taka jest prawda, i że to już chyba nie leży w kwestii ludzkiej.
Ale wierzyć? W co lub w kogo? Patrząc wstecz po 22 latach, gdy słyszę po raz kolejny o wierze, to mi się rzygać chce. Nigdy niczego nadzwyczajnego nie chciałem, nie marzyłem o dalekich podróżach, czy innych dziwnych rzeczach jakie to ludziom się po głowach pałętają. Zawsze radziłem sobie jakoś sam, nawet wtedy gdy było bardzo ciężko, ale teraz... Gdzie teraz jest ten wasz cały Bóg? Aha, już wiem - znowu kombinuje jak by tu mi bardziej dojebać...
Gdzieś kiedyś czytałem takie stwierdzenie, że Bóg nie istnieje, to tylko wymysł ludzi żeby wierzyli że te ich całe życie ma inny cel niż życie całej reszty stworzeń, że nie chodzi tylko o te najbardziej podstawowe potrzeby i prymitywne zachcianki, że jest w tym głębszy sens, jakaś duchowość, życie po życiu, niebo i piekło, i takie tam różne pierdoły... A prawda jest taka, że Bóg to takie jebane ułatwienie, jak buty na rzepy - nie ma żadnego potem, a jedynym sensem naszego życia jest przedłużenie istnienia gatunku, tak jak u zwierząt na zasadzie selekcji naturalniej.
Może mnie trochę poniosło z tymi wywodami, ale wolę być wkurwiony na kogoś takiego, niż wyładowywać się na przypadkowych osobach które znam... A wiem że to nie jest przyjemne z własnego doświadczenia... Najważniejsza teraz jest jedna rzecz: żeby w razie czego zachowywać się tak, aby zostały chociaż dobre wspomnienia...
Żeby nie wymagać za dużo.
Bo w gruncie rzeczy sprawa i tak jest już przegrana.