Tak, oto nadszedł czas aby się pożegnać. Nie wiem na jak długo, być może na zawsze, bo pisanie tutaj jest bez sensu i raczej nie sądzę aby coś zmieniło moje zdanie - w sumie tego i tak już nikt nie czyta. Tak czy inaczej jeżeli komuś by się chciało czytać całość, to może zobaczyć jak kiedyś wyglądało moje życie, jak pewne wydarzenia wyglądały z bliska... Kawał życia można by rzec.
Ale nie o tym chciałem pisać. Chciałem przedstawić historię która doprowadziła do tego że jestem dzisiaj dokładnie tu w tym miejscu.
Zaczęło się całkiem niewinnie od zaproszenia na NK. Imię ani nazwisko nic mi nie mówiło, ale poznałem ją ze zdjęcia. Jakoś tak wyszło, że przy okazji składania życzeń świątecznych się zgadaliśmy pierwszy raz przez GG. Heh, już wtedy wiedziałem że mam do czynienia z kimś wyjątkowym. Potem były długie godziny spędzone przed komputerem na rozmowie, no i pierwsze spotkanie u koleżanki-służbowo. Taa śmiesznie było, prawie w ogóle się nie odzwywała, a poza tym nie chciała chrupka... Potem przyszedł czas na treningi w OSP, i odtąd mozna powiedzieć że widywaliśmy się dość regularnie-powstała wtedy ekipa, z którą przeżyłem naprawdę niezapomniane chwile... Heh, wakacje, spacery, imprezy... Tyle się działo, że ludzie zaczęli już mówić o nas jako parze, co oczywiście nigdy nie było prawdą, ale wtedy wydawało się dość śmieszne.
Nie wiem kiedy to się zaczęło, lecz doskonale do tej sytuacji pasuje cytat "Co to jest miłość ? To spacer podczas bardzo drobniutkiego deszczu. Człowiek idzie, idzie i dopiero po pewnym czasie orientuje się, że przemókł do głebi serca." Dnia, którego spaliłem Pendrive'a, po raz pierwszy wracając do domu poczułem że coś jest nie tak, takie dziwne kłucie, i jeszcze dziwniejsze ogólne samopoczucie-jakby coś się stało, a ja nie wiedziałem co. Wtedy zacząłem się zastanawiać... Tyle że wtedy to i tak nie miało sensu i było sprzeczne z moimi zasadami, żeby się wcinać "na trzeciego", więc po prostu się żyło, nic nie mówiąc, będąc obok ale blisko. Te miesiące to było coś jak tak spojrzę wstecz - coś co na zawsze zostanie w mej pamięci... Wspomnę choćby wyjazd do Karolinki, nietypową rozgrzewkę po imprezie w altance, imprezę w nieistniejącym już klubie
Mosquito, czy wyjazd na przysięgę. Więcej tego było, ale na wszelki wypadek nie chcę zdradzać za dużo szczegółów, żeby się to nie odbiło czkawką...
Potem pod koniec roku nastały ciężkie czasy, bardzo ciężkie. To nie były moje problemy, nic na to nie mogłem poradzić, ale cała ta sytuacja nie dawała mi spać po nocach... Cała ta sytuacja powodowała u mnie dziwne zachowanie - poza bezsennością ciągłe kręcenie się w pobliżu domu... To właśnie był taki wskaźnik, który mnie utwierdził w przekonaniu, że mogę użyć tego słowa, tego które bardzo cenię w przeciwieństwie do większości ludzi, i nie wypowiadam go nadaremnie.
Kiedy się to skończło zacząłem poważnie się zastanawiać nad tym czy to powiedzieć, czy zostawić wszystko po staremu... Uległem namowom, poza tym też już nie chciałem w sobie tego dusić. Poza tym przecież to niebyłby pierwszy raz, a ja miałem całkiem nieźle poukładane życie, do którego zawsze mógłbym wrócić gdyby się nie udało... Ba, nawet miałem plan awaryjny, gdyby naprawdę się zrobiło źle... Kurde, że też wtedy nie wziąłem pod uwagę wypowiedzianej trochę wcześniej kwestii, że "nie wystarczy być dobrym człowiekiem"-to już był zły znak... No ale zdecydowałem i powiedziałem co mi leży na sercu 31 grundia... Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tą decyzją zostałem się bohaterem tragicznym... C.D.N.