często jest tak że wiele rzeczy tracimy bezpowrotnie i to w taki sposób że nawet szatan by się nie powstydził tego jak wszystko można spieprzyć zagmatwać przekręcić . A potem co? Stajemy sami przed sobą z kupą wspomnień niedokończonymi uczuciami zbyt krótkimi pocałunkami z zza długimi nocami i łzami przepełnionych świadomością że to nasza wina. Wszystko to wzmaga nas tylko poczucie winy... i brak możliwości jakiejkolwiek naprawy sytuacji prowadzi do tego że jesteśmy w ładnie mówiąc sytuacji tragicznej, nikt i nic nie może nam pomóc a my sami taplamy się w bagnie które sami stworzyliśmy . I jedyne co przerywa ten artystyczny rozpierdol który sami stworzyliśmy , jest to że może kiedyś gdzieś tam wkońcu się wszystko zmieni i wszystko wróci choć po części do normalności do takiego w stanu w którym będziemy mogli choć trochę normalnie egzystować ... spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć naprawiłem. Nie będę się oszukiwał . Tak nie będzie. Czasami można stworzyć takie poczucie winy które będzie nas prześladowało nas cały czas raz mocniej raz lżej . Nie da się zapomnieć o tym że spierdoliło się komuś całe życie... poprostu się nie da. ... Oby żaden z was kto to czyta nie zrobił mojego błedu.