los swój tkasz z tęsknoty, otuchy, nadziei, układasz swój świat w swym mieście, z domami bez pięter - grasz z czartem o niebo w tym piekle, które Bóg wyprawił nam.
odpłynąć stąd chciałam na zawsze, w siną dal, gdzie życie jaśniejsze, bogatsze ktoś chciałby mi dać.. znikałam sto razy bez wieści, by wracać do srebrnej poezji ciepła rąk i spojrzeń twych..
nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy; twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień; twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije, coraz prędzej, goręcej.. w zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi głośniej wciąż, mocniej wciąż..
gdy twarzy brak w czynach i słowach - ty masz twarz; gdzie ścieżek splątanych bezdroża - ty drogę swą znasz; ty zdołasz ból każdy pocieszyć, rozjaśnić odwieczny nasz przedświt ciepłem rąk i spojrzeń twych..
nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy; twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień; twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije coraz prędzej, goręcej... w zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi w dramacie samych najchudszych dni - rzucasz mi w oczy łzy, gorzkie łzy, szczęścia łzy, spełniasz sny..
bajor i grechuta na okrągło ostatnio.
i dobrze jest, jak jest.
niech jest.