Um... jeszcze dwa miesiące i 21.
Przez to, że moje uczucia się nie zmieniły, wydaje mi się, że ja nie zmieniłam się ani trochę.
Bo... jeśli miałabym znaleźć jakieś różnice między sobą kilka lat temu, a teraz...to... to nie potrafię.
Wszystko jest tak samo. Nie jest nawet mniej, czy bardziej. Tak samo. Może poza jedną rzeczą...
Chciałabym mieć piękne życie. Chciałabym umieć je sobie takim uczynić. Jednak... do tej pory marnie mi to wychodziło... Wszystko psuje się przez moje głupie błędy... przez moje ciągłe zmienianie decyzji, przez odkładanie najważniejszych rzeczy na później. Przez robienie wszystkiego niedokładnie, byle, żeby było, byle żeby mieć to za sobą.
Przegrywam z sobą samą. Z moim obrzydliwym lenistwem. To żałosne.
Już teraz tak nie będzie.
Jestem za stara na ciągłe próbowanie od nowa. Za dużo życia już mi uciekło. Nie potrafiłam się z wielu rzeczy cieszyć całą sobą, bo zawsze coś mi w tym przeszkadzało, coś, czego nie zrobiłam, a mogłam.
Przez ostatnie lata wmawiałam sobie, że nie jestem wolna. Bzdura.
Zawsze byłam i zawsze będę wolna.
Czekałam na to, aż ktoś mną potrząśnie. Zmotywuje mnie. Pomoże.
Bez sensu.
Teraz sama sobą potrząsnęłam. Zmotywowałam się. Pomogłam.
Mam cztery miesiące, by nadrobić wszystko. Nie mogę tego odwlekać już ani sekundy dłużej.