Hum, na początek tak gwoli ścislości poprzedniego, z tymi maślanymi odpowiedziami to chodziło mi o sprawy mniej przyziemne, niż spytanie o czas na coś, czy to tam.
Co do zdjęcia, to tam właśnie siedzia..., no dobra stałem, krzesełko było zbędne no i tak od 21 wszyscy stali. Rewelacja, kwintesencja boskiej energii. Już na intrze, The ectasy of gold wszyscy szaleli, fala jedna, za drugą - każdy blask świateł równał się salwie braw. Bogowie weszli na scene - wszyscy wstali z miejsc i tak zostało aż do końca koncertu. Zamurowało ich, jak wszyscy stali, klaskali. Jak usłyszeliśmy początek 'Creeping Death' 60tys. gardeł zaczeło skandować "DIEEE, DIEEEE, DIEEEE!". Rewelacja, później nie zwalniali tempa i grali wszystko to, co najlepsze. Cały stadion drżał w posadach jak przyszło do 'Mastera', pogłos był ogromny, kiedy przyszło krzyczeć słowo 'Master' w refreine, Aczkolwiek tak czy siak znakomita większość z nas cały czas yyy... Śpiewała?
Na nothing else matters było magicznie, wszystkie komórki/zapalniczki w górze, ah. Tradycyjnie, sporo osób wtórowało Jamesowi. Ahhh... Whiplash jak za starych lat. Końcówką zniszczyli wszystkich. One, Enter sandman, Green hell, So what i... Seek and Destroy. Cała Metallica zdawała się cieszyć z tego koncertu równie bardzo jak cała publika. James kiedy tylko mógł miał szczery uśmiech nie do zdarcia. Najważniejsze jest to, że obiecali wrócić. :>
Jestem w tak świetnym nastroju, że nie mam nawet zamiaru dzisiaj tutaj zrzędzić i pisać za długo.
Koniec na dziś, hrhr.