Stąd nie ma wyjścia, żadnych drzwi, żadnych okien. Zamknięto mnie w miniaturowym, kwadratowym pokoiku. Ściany, sufit i podłoga są jednakowo bielusieńkie. Pokój z każdej strony jest zalany światłem, chociaż nie ma tu żadnej lampki. Nie ma tu kompletnie nic. Szukam jakiejś niedoskonałości w tym pomieszczeniu, ale jest ono idealne. Opieram się o ścianę i osuwam na podłogę. Jestem uwięziona w jakimś absurdzie, absurdzie, który nie ma prawa istnieć.