Fot. Jagoda
Znowu zmiany...
Poprzednie wyszly mi na dobre, chociaż nie we wszystkim. Część nie zmieniła się nic a nic na przykład to, że wciąż odkładam naukę na ostatnią chwilę.
Tym razem zmiany tyczą się koni. A konkretniej to miejsca, sposobu i częstotliwości jazdy.
Jutro (ok, dzisiaj, w piątek w każdym razie) zaraz po skończeniu zajęć mam zamiar zadzwonić do ekstra wypasionego ośrodka jeździeckiego o nazwie Ekwador bądź też U Robsonów (mają stronę na fejsie i internetową) w celu umówienia się na trening ujeżdżeniowy. Taka jazda kosztuje tam 70zł, czyli o dychę więcej niż w Kortowie jazda, nie ukrywajmy, nic więcej jak rekreacyjna. Będę miała trochę dalej, bo oprócz tłuczenia się miejskim 2 razy dłużej, muszę wsiąść w busa, przejechać około 20km, a potem jeszcze 3 km przejść na piechtę do samego ośrodka, bo nic tam nie jeździ........ Tak. Dokładnie tak.
Do Kojrysa może czasami będę zaglądać, tereny tam są bardzo fajne i na pławienie można się wybrać. Poza tym bardzo lubię Asię, instruktorkę. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Na razie nawet nie wiem, czy uda mi się zapisać na ten trening ale z drugiej strony... Czemu miałoby się nie udać?
Mam nadzieję, że atmosfera tam nie będzie zbyt sztywna. I przede wszystkim mam nadzieję, że ujeżdżenia uczą tam lepiej niż skoków, bo tego, co widziałam na zawodach w Kortowie chyba nigdy nie zapomnę. Reprezentantka klubu Ekwador przez bitą godzinę trzymała konia totalnie zrolowanego a sama wiecznie się z czegoś cieszyła. Po tych zawodach stwierdziłam, że nie chcę mieć nic do czynienia z tą stajnią, skoro zgadzają się na takie coś, ale...
No właśnie, ale.
Jeżdżę konno od ponad 13 lat, ujeżdżeniem fascynuję się chyba od zawsze, marzę o poziomie Hiszpańskiej Szkoły Jazdy a tymczasem wciąż klepię dupę w rekreacji, w 90% bez instruktora, nie mówiąc już nawet o ogarniętym instruktorze bądź trenerze. Uprzedzając protesty, jeśli takowe miałyby się pojawić - gdyby instruktorzy bądź "instruktorzy", z którymi do tej pory miałam do czynienia byli chociaż trochę ogarnięci, to umiałabym o wiele więcej, niż umiem. Wali mnie to, co kto sobie pomyśli po przeczytaniu tego wpisu. Tak, wymagania mam wysokie i dobrze o tym wiem. Ale zdaję sobie też sprawę z tego, jak dużo bardzo podstawowych błędów i zaniedbań dopuszczają się osoby, które do tej pory mnie uczyły. Jak będzie dalej? Nie wiem, ale chcę zrobić wszystko, żeby zmienić się na lepsze - dla zaspokojenia własnych ambicji i, co ważniejsze, dla zdrowia i zadowolenia koni, na których będę jeździć.
To chyba tyle na dziś, idę w końcu wziąć się za naukę, bo zaliczenie już o 9:30, a czas wciąż płynie.
Edit: motywacja powoli wraca :)