To nie jest tak, że nie chcę.
Nie potrafię.
Przez tyle lat nie dopuszczałam nikogo do siebie, pokazywałam tylko uśmiech i jakąś część, która akurat pasowała.
Raz znalazła się osoba, która poznała mnie całą, prawdziwą i dzisiaj już nie utrzymujemy kontaktów.
Uprzedziłam się, jest bezpieczniej tak jak jest. Nie potrafię okazywać uczuć, w gruncie rzeczy nie przywiązuję się łatwo do ludzi, bo z góry zakładam, że to nie ma najmniejszego sensu.
Więc czuję się zagubiona, gdy ktoś tego ode mnie wymaga, jednocześnie nie próbuje mnie poznać. Nabiera się na moje uśmiechy, które powinny razić sztucznością każdego, kto tylko by się przypatrzył. Nikt nie próbuje.
"Jak ty to robisz, że zawsze jesteś uśmiechnięta i masz tyle energii?"
W domu płaczę i nienawidzę życia, nienawidzę siebie, swojego ciała i tego jkim nie potrafię być.
"Jak ty to robisz, że jesteś dla każdego miła?"
W domu nienawidzę was wszystkich, tak bardzo jak tylko potrafię.
"Co ty dzisiaj jesteś taka cicha, nie lubię jak taka jesteś"
Czasami już ten śmiech kłuje od środka.
Nie potrafię, chciałabym, mam wszystkiego dość, wstydzę się.
Chcę zmian. Muszę schudnąć, zrzucić tą część mnie, która mnie przygniata i nie pozwala żyć.
Tak bardzo chcę.