Natalia i Młody. :3
koooocham to zdjęcie. :3
Więc w sobotę skończył się meeega zajebisty tydzień luzu bez rodziców. I nie żałuję kompletnie niczego, co się wydarzyło. Zaczynając od opierdolu od mamy w piątek, jeszcze zanim pojechali, przez kawalerski w sobotę (nawet już mi nie robi to, co odwalał Młodego szwagier), trzeźwego kierowcę, który latał z przedłużaczem na szyi i miską na głowie, spalony telewizor, wizytę busem numer 2 w niedzielę, codziennego picia z Natalią (heloł, alkoholizm!), żubrówki z Michałem, jedzenia ziemniaków, które wychodziły mi już uszami, pustej lodówki, klopsów od Michała, śmiechu sąsiada, małego żubra i małego lwa, mojego rzygania, spania do 14, piątkowej(!) wizyty chłopaków i Gosi, sprzedawania butelek, bo kasa się kończyła... NICZEGO kompletnie nie żałuję. Za to uwielbiam piątkowe zdjęcia, rozkminy z Młodym i Natalią '-ja mam dychę w portfelu, ty masz ponad dychę. -to macie na paczkę fajek i trzy piwa!', radar Tofika i jego niedzielny tekst 'PIJANA BYŁAŚ JAK GO POZNAŁAŚ?!', i uwielbiam też to, że poznałam Kubę tak, jak poznałam. I ogólnie uwielbiam to, że mamy takich zajebistych znajomych. Już były rozmowy o tym, że czujemy się przy nich jak przy rodzinie. Jak ich widzę to mordka sama mi się cieszy, napraaaaawdę! I uwielbiam ten fakt, że mieszkają w cholerę daleko, a potrafią, chcą przyjechać. Że nie szkoda im na nas czasu. I uwielbiam to, jak zajebiście czuję się przy Kubie. Niedzielnego grilla u niego lubię też. Jedyna rzecz, której naprawdę, z całego serca, nienawidzę to ta chora sytuacja z Wojtkiem i odstawianie jego szopek, walenie głupimi tekstami. Chcę, żeby już było po tym.
Poza tym dzisiaj przyjechali też. Głupie dwie godziny, a cieszę się jak gwizdek. I tak samo cieszę się, że jutro znowu widzimy się z Kubą. Wpadamy do Natalii, a czas z nimi nigdy nie jest stracony.
Dzisiaj byłyśmy też z Martą u Dewci. Dobrze zobaczyć dziewczyny po miesiącu. I jeszcze miesiąc i wrócimy do prawie codziennego widywania się. Brakuje mi tego z jednej strony. Z drugiej znowuż nie chcę, żeby wakacje się kończyły, bo są meeeeeega, mega-przezajebiste.
I jakby nie było dzisiaj miał być pierwszy dzień od 1,5 tygodnia bez alkoholu, a piwo poszło znowu. :( :D
A teraz idę spać, pobudka o ósmej. Dobranoc. :*