Było - minęło.
Jest nie mija.
Kaboom, kaboom, kaboom - bardzo dobry plan na Manufakturę, znowu zwiedzanie i zimne wieczory. Bo praca! Zaczyna się robić ciekawie, ach! Te moje spostrzeżenia, nowe kubeczki, ciekawe przeżycia. Mnóstwo ogarniania w nieogarze zakupów - polecam <KogleMogle> i wieczorne świetne plany, i wieczorne świetne miejsca. Takie tam pakiety : )
Całkiem środowo - halloweenowo. I chociaż upiorów wcale nie było tak dużo to upiorny golf, upiorna wieś i upiorne zimno w drodze donikąd. Taka tam noc magii i czarów, i słów, i gestów. I cały dzień półsnu po MacDonaldach i innych przybytkach rozkoszy - wielkie, rozespane oczy i zimna kawa. Grota solna pełna krzyków, słonych ust. Bolesne smutne wieczory smutnego potejta, a potem smutne, szarobure dni pustych stanów. Takie tam nic nie robienie i złość na ogarniajacy świat.
Pijemy bo jest za zimno i za źle. Taka imbirowa Biblioteka rodzących się znajomości. Niech go czort dorwie! I już : ) Jakie piękne piątki z czwartkiem. Sobotnie zakupy rozbieganych myśli i splatanych sklepowych słuchawek - trochę znowu źle i trochę znowu niedobrze ale nocne spacery dobre i w sumie to dobrze jest. Nie smutać, proszę i wymagam!
Ostatnie autobusy. Pierwsze jam session odświeżanych kontaktów - ochy, achy i te słowa! Muzyka milczących znajomych, telefonów i takich tam rozmów w tle a na dokładkę - jeszcze wrzeszczące karaokę. Znowu och, ach! Ileż można się zachwycać ludziem i jednym wieczorem - chyba niedziele w inne dnie tygodnia nie przestaną mnie zaskakiwać.
Kupię szklaną kulę i tarota, będę swatką, wróżką i nauczę się robić na drutach. Francuski, łacina, pultanie i korki na mieście - jaka piękna jest ta Łódź! A jaka przejezdna. Jakieś tam wirusy w powietrzu i lekkość słów - w końcu. Takie tam pakiety x2.
Dentyści - sadyści, połamane zęby i zajęte środy.
Month <3
prawie jak Monthy Python...