Wiosła porośnięte grząskim mułem
złamane-wykałaczki niebieskiej planety
Łódz obrócona do góry krągłym łukiem
ktoś w zimnych wymierza płonące epitety
Upada na kolana w piach i woła o pomoc
jest między szumem wody i szumem dziczy
te krzyki podobne do tych, co jeszcze toną
zrozumiał ,że przeżył tylko on i teraz milczy
Przedziera się przez ukrop wilgoci drzew
stąpając po ziemi jak po węglach czerwonych
jednym z największych lęków jest zmierzch
trudem ciężkość oddechów tych policzonych
Oszalał zupełnie i biegnie przed siebie
niczym szpieg skazany na wyłupienie oczu
co zrobić ma już zupełnie nie wie
skronie, plecy i ręce przykryte nawałnicą potu
Usłyszał dzwięk gdzieś z głębi dalekiej
przeląkł się , aż zabiło serce niczym woda o burtę
lecz zaraz ten sam szmer był miodem i mlekiem
wie,że to ludzkie głosy wiercą mu uszy jak dłutem
Niepewnie podszedł bliżej i dał się dostrzec
nie myśląc o skutkach które mogły być jak wnyki
Lecz ku niemu kierowali dzid ludu ostrze
To był pierwszy raz kiedy ujrzał on osadę Tibiti
Nieprzychylni byli do niego,chcieli go zabić
głowę mu rozbić głazem a serce przekłuć
ze względu na słowa mędrca musieli go zbawić
wbrew chęcią zgładzenia zostawić przy życiu
Mineły lata a on tam się ostał jako jeden z nich
rdzennych mieszkańców tej surowej ziemi
żył tam do śmierci kochany za swój spryt
odchodził spełniony dzięki gromadce dzieci
A teraz ja, znów otwieram oczy spokojnie
na twarzy maska o grubości jednego milimetra
założył mi ją ten chłodny poranek tak godnie
że natchnął mnie by zaczerpnąć powietrza
Myślę o Tobie z dużą częstotliwością powtórzeń
tych obrazów przedstawiających twe piękno
pobudzając tym samym mechanizm krwi wzburzeń
a więc dzień zaczynam niepodważalnie lekko
Byłem wyrzucony na brzeg jak byle jakie ścierwo
zbrukany przez przeszłość,ale teraz mam Ciebie
Ty jesteś ukojeniem mych wszystkich nerwów
i jak żyć gdy nie jesteś przy mnie już nie wiem
Biorę kolejny oddech,Ty jesteś moim wsparciem
Zapomniałem ,że kiedyś byłem po prostu nikim..
Wszystkie zmartwienia idą rzędem na wymarcie
Wiesz...Ty jesteś moją... osadą Tibiti.
Błażej.