Przyśniło mi się, że czegoś szukałam, gdzieś chyba schowanego albo zgubionego. Pod łóżkiem, pod schodami, pod starym adresem. Grzebałam w szafach, pudłach i szufladach pełnych na próżno rzeczy nie do rzeczy. Wyciągałam z walizek po odbywane lata i podróże. Wytrząsałam z kieszeni uschnięte listy i nie do mnie liście. Przebiegałam zdyszana przez swoje, nieswoje, niepokoje, pokoje. Grzęzłam w tunelach śniegu i niepamiętaniu. Wikłałam się w kolczastych krzakach i domysłach. Rozgarniałam powietrze i dziecinną trawę. Usiłowałam zdążyć zanim zapadnie zeszłowieczny zmierzch, klamka i cisza.
Wystarczy. Już wystarczy tułania się po snach, nie dostrzegając jawy, ciemności czy świtu. Wystarczy rzeczywistości dla nikogo, dla mnie zbyt małej, zbyt wielkiej, zbyt nieważnej. Rzeczywistości przeklinanej, upragnionej czy w końcu jakiej? Kim jesteś? Kobieto obudź się! Obudź nim będzie za późno.