ROZDZIAŁ 17
ONA:
Mat spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Był to szyderczy śmiech, ale nie spodziewałam się takiej reakcji.
-Jaka ty jesteś głupia... - powiedział w końcu i pokręcił głową. Spojrzał na mnie z obrzydzeniem - Co ty? Myślałaś, że się nie dowiem? Że to nie wyjdzie? - podszedł do mnie powoli. Patrzyłam na niego błagalnie.
-Nie, nie, kochanie, to nie tak, ja... - zaczęłam, ale wymierzył mi policzek.
-Zamknij się - mówił powoli i cicho, ale stanowczo - Źle ci było? Brakowało ci czegoś? Czegokolwiek? - Zapytał, ale bałam się odezwać - Poza tym... dlaczego ON? Co tobie w ogóle przyszło do głowy? - Chciał wiedzieć. Słuchałam go, ale nie miałam odwagi, żeby na niego spojrzeć. - DLACZEGO ON?! -Krzyknął. Znów mnie uderzył. Pokręcił głową. -Ale to już koniec tej zabawy. Nie spotkasz się z nim nigdy więcej. -Powiedział. Spojrzałam na niego zaskoczona. O czym on mówi?
-Co się tak gapisz? A co, może chciałaś ode mnie odejść? - spytał, a kiedy spuściłam wzrok, rozesmiał się - Chciałaś ode mnie odejść? Ahahahahaha a to dobre. I co, myślałaś, że twój ukochany Neymarek przyjmie cię pod swój dach, tak? - kpił - Jesteś głupia i naiwna. Jesteś piękną kobietą i na dodatek okazało się, że też łatwą, a on takie uwielbia. Przespał się z tobą parę razy i to wszystko. Panna na szybki numerek, nic więcej! - syknął. Z moich oczu popłynęły łzy.
-Ale ja go kocham - szepnęłam i w momencie, w którym to zrobiłam, dotarło do mnie, jak wielki to był błąd.
-Ty dziwko - usłyszałam. Jego oczy były czarne...
THAISSA:
Wpadłam do jej domu.
-Nat?! - krzyknęłam. Miałam nadzieję, że nie jest za późno. Nikt mi jednak nie odpowiedział. Dom wydawał się być pusty, ale drzwi przecież były otwarte... weszłam do kuchni i to co tam zastałam, przekroczyło moje wyobrażenie. Nat siedziała na ziemi z kolanami pod brodą. Twarz miała schowaną w dłoniach i trzęsła się, chyba płakała. Jej koszula nocna była rozdarta, na ziemi dookoła niej widziałam potłuczone szkoło i krew. Na jej ciele widniały siniaki. Podeszłam i kucnęłam koło niej. Dotknęłam ostrożnie jej ręki.
-Nat? - wzdrygnęła się. Podniosła głowę. Miała siniaka pod okiem, ślad na policzku, a z jej wargi płynęła krew. Była zapłakana. Przytuliłam ją, ale nie poruszyła się - Och, Nat... tak mi przykro. Skąd to szkło? - zapytałam, kiedy poczułam je pod nogami.
-Zaraz... ja to posprzątam - wydukała i próbowała się podnieść, ale nie była w stanie sama. Pomogłam jej, ale złapała się za brzuch i zgięła w pół. Nie udało mi się jej utrzymać, więc znów pomogłam jej usiąść na ziemi.
-Nat, chodź, zabiorę cię do szpitala - powiedziałam, ale spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
-Co? Nie, nie zgadzam się. Żadnego szpitala - powiedziała.
-Ale Natka, musisz...
-Nie! - krzyknęła - I nic nikomu nie mów, zwłaszcza Neymarowi - poprosiła.
-Chyba żartujesz! - oburzyłam się, ale patrzyła tak błagalnie - Dobrze, nic mu nie powiem. A teraz powiedz mi, co mam zabrać, a ja cię spakuję i pójdziemy do mnie - Zaproponowałam, ale pokręciła głową.
-Nie mogę teraz wyjść. - powiedziała cicho.
-Natalie, ty chyba żartujesz! Zobacz, co ci zrobił! Na co chcesz jeszcze czekać?! - byłam wściekła jej reakcją. Z jej oczu popłynęły łzy.
-Powiedział, że mnie zabije - szepnęła.
-Nic ci nie zrobi, ale musimy wyjść - obiecałam.
-I że zniszczy Neymara - dodała. Widziałam, że ta wizja przerażała ją bardziej, niż jej własna krzywda. Pogłaskałam ją po policzku.
-Obiecuję ci, że nic ci nie zrobi. Poradzimy sobie z tym. Policja... - przerwała mi. Oparła się o blat i z trudem podniosła.
-Policja? Nie ma mowy o policji.
-Ale Natalie...
-Nie naślę policji na własnego męża! - krzyknęła na mnie - Nie patrz tak, na mnie, wiem, co mi zrobił. Ale jest też moim mężem i nie mam zamiaru wsadzić go do więzienia. Pogubił się i zostawię go, ale muszę najpierw zadbać o bezpieczeństwo Neymara. Chociaż to pewnie prawda, że chciał mnie tylko przelecieć. - te ostatnie słowa wypowiedziała z wielkim bólem.
-A kto zadba o twoje bezpieczeństwo? - zapytałam. Spuściłem wzrok.
-Poradzę sobie. A teraz proszę, zostaw mnie samą. Mat może niedługo wrócić, wolałabym, żeby cię tu nie zastał. - powiedziała.
-Bo co, mnie też pobije? - Wymsknęło mi się. Spojrzała na mnie smutno. Osoba, którą kocha, sprawia jej ból, to nie jest łatwe. -Przepraszam, ja... - zaczęłam, ale zacisnęła usta.
-Do widzenia, Thaissa. - powtrórzyła. Wyszłam z jej domu. Przed furtką natknęłam się na Neymara.
-I co, jest tam? - wyglądał na zdenerwowanego.
-Tak. - potwierdziłam.
-Wszystko z nią w porządku? - chciał wiedzieć. Początkowo miałam powiedzieć mu prawdę, ale przypomniały mi się słowa Nat "chociaż chciał mnie tylko przelecieć" oraz jej prośba.
-Trzeba się było nad tym zastanowić zanim się z nią przespałeś, a potem zostawiłeś samą sobie - powiedziałam oschle, wypominając sytuację z pieniędzmi. Zmarszczył brwi - Zostaw ją. - dodałam i minęłam go, idąc w kierunku domu.
________________________________________________________________________________________
Kolejny dla was <3
PISZCIE :D