Ale jestem na siebie zła! Niesamowicie! Zawaliłam łacinę (tzn. piąteczki pewnie nie będzie, bo zrobiłam jeden błąd w odmianie, a poza tym zapomniałam, co oznacza zdanie Contumeliam si dicis, audies.). To już koniec mojego życia, taki dramaaat! Cóż mi pozostało? Tylko usiąść i płakać, czytając przy tym Tetmajera. A tak serio... aż tak załamana nie jestem, nie przesadzajmy :P, co nie zmienia faktu, że będę myśleć o tej "porażce" przez najbliższy tydzień... W ogóle jakoś smutno dzisiaj... ale to na pewno Tetmajer tak działa, to wszystko jego wina! :P
Czas spać, bo rano muszę opracować Kasprowicza, a na 12.00 idę na Salon Poezji. Niestety, nie będzie dekadencko i pesymistycznie, wręcz przeciwnie - jutro Skamandryci. Ale może to i lepiej, może zostanę wyprowadzona z tego tetmajerowskiego poczucia beznadziejności i bezsensu życia. W końcu sesja, jakaś pozytywna energia na ten czas na pewno się przyda.