Ze studiówki. Z Albertem <3
Kij,że mam mało zdjęc, ważne,że było genialnie ;d Przetańczyłam 3/4 studiówki (wyjeżdżając z 1,5 godziny przed końcem). Gdyby nie pewne sprawy, niezależne ode mnie,zostalibyśmy do końca, czyli do 5 rano. Ale i tak zabawa przednia. Nawet muzyka dośc dobra. Było w zasadzie wszystkiego po trochu ;D
A pzanokcie do tej pory mi się trzymają ;d W praktycznie nienaruszonym stanie. ;)
A ferie? No nic, siedzę i zakuwam. W zasadzie niemieckiego. Trochę histy, angola i matmy też. Polskiego nie ruszyłam. kij.
Brak internetu i tv, mobilizuje do nauki, nie ma co :D.
A sobotni koncert, zaraz po studiówce oczywiście udany ;d A nieważne,że kark mnie bolał przez prawie tydzień ;P Ale nie, pierwszy i ostatni raz weszłam w skinhedowskie pogo. Nie wiem po kiego on tam przyszli, skoro był to metalowy koncert ;p
Ale co tam. Nie było AŻ tak źle.
Teraz czekac na potwierdzenie co do Sabatonu <3 Oby sie udało ;p
Ale zanim Sabaton, to 9 lutego szykuje się jeszcze jeden konzi. Tym razem punk, ska. Pogo w rytmie takiej muzyki. Cudo <3
Życie niesie za sobą pasmo niespodzianek...