Cześć , wczoraj był 20 lipca 2011 roku , Gituś kończył by osiem lat , osiem lat temu o tej porze miał dopiero jeden dzień przed sobą osiem lat życia : spacery , zabawy , pieszczoty , ganaianie za piłką , spanie w budce , wylegiwanie się na słońcu , jazda samochodem , wakacje nad morzem , ubieranie kubraczka biwak nad jeziorem Orle , ogromna przyjazn i zaufanie ze strony ludzi , i jednej suni imieniem Hila - o tym ten jednodniowy maluszek nie myślał , nie myślał , że zginie w ogromnym cirpieniu , że znajde go już martwego w kałuży krwi ze śniegiem . Oddała bym niemalże wszystko , żeby iść na jeden z naszych pospolitych spacerów , żeby go przytulić , i powiedzieć , że przepraszam , że wtedy gdy tak strasznie cierpiał mnie nie było , że dziś w moim domu mieszka inny pies , ale nie zrobie tego . Do końca mojego życia nie zobaczę go , a żyć będę jeszcze około 60 , 70 lat - bez mojego Gitanko , już nigdy go nie zawołam , nie zapnę smyczy , nie podrapie za uchcem , ani nie przytulę . Jeszcze rok te,u nbył tutaj , może nawet głaskałam go ,a dziś nawet nie mogę go zobaczyć .
Pamiętam , że gdy robiłam zdjęcie wyżej moja siostra mówiła żebym sobie porobiła zdjęcia , i chwalę się w duchu , że nie posłuchałam jej , że mogę zobaczyć jak ziewał Gitanko , bo tak mi tego obrazu brakuje . Kolejną rzeczą z której bardzo się cieszę jest to , że nie kupiłam drugiego psa kiedy Gituś jeszcze żył , bo był moim oczkiem w głowie i żaden inny pies nie wchodził pomiędzy mnie , a mojego jedynego najwaspanialszego psa . Dlaczego przez całe jego życie starannie patrzyłam czy nic mu się nie dzieje , czy jest bezpieczny , czy nie dzieje mu się krzywda , a tego dnia w najbardziej nie oczekiwanym momęcie , przyszły czyjeś psy , zrobiły krzywdę i odeszły , nie myśląc o tym , że pogoniły czyjeś życie , a życie jeszcze innych zrujnowały , zostawiły za sobą więcej niż morze łez, poczucie winy i gniewu , zmieniły oblicze wiernego psa w czyimś oku , a ukazały obliczę besti , bez odrobiny czułości .
Patrząc , gdy ludziom odbierają psy , bo biorą udział w walkach , przypominając sobie gdy Zuzię Izy , pogryzł ten cały Maks , uświadamiam sobie jak bardzo musiał cierpieć Gitanko , skoro on nie przeżył tego , moje sumienie było by czystrze gdybym chociaż , pojechała do weterynarza , spojrzała w oczy mojemu małemu towarzyszowi jeszcze żywemu , ale takj nie stało się .
Gdy siedziałam sama w domu bo rodzice byli w pracy , mój pies był ze mną , gdy płakałam troskliwie się patrzył , gdy piątkowe spacery były obowiązkowym rytułałem - byłam najszczęśliwasza na świecie , mimo innych problemów , które wydawały się wtedy banalne ale mój Gituś pocieszał mnie , gdy płakałam za nim nie mógł mnie pocieszyć .
Mam nadzieje , że dziś patzy na mnie zza tęczowego mostu i wybacza mi to , że nie pomogłam mu wtedy .
Ze względu na to , że wczoraj były jego urodziny , a każdy solenizant ma jakieś życzenie , więc podam życzenie w imieniu mojego Gitanko , dziś przed snem pozwólcie wskoczyć swojemu psu na łóżko , spójrzcie na niego tak jak był by to Gitanko i w hołdzie za nim podrapcie swojego czworonbożnego przyjaciela za uchem , proszę Was.