Opocone ciała piłkarzy.
Koszulki wiszą złachane
jak wyskubane gęsi.
Ochraniacze pod skarpetami
i czerwone buty
czynią z piłkarzy dziwacznych
statystów nieudanej opery.
Ale nikt i nic nie śpiewa,
słychać tylko uspokojone
pulsowanie krwi i ból mięśni,
w które się w czasie meczu
wgryzały tępe zęby tepów.
A trzeba jeszcze ciału
zostawić miejsca na siniaki
drugiej połowy spotkania,
przecięte wargi, obitą głowę,
kopnięte kolano.
Mak się sieje, bo trener
usiadł wśród zawodników
i też nie mówi nic,
tylko patrzy,
a to jest tak,
jakby wołał ze studni.
Druga połowa
zaczęła się w zielonym śpiewie.
Trudno to powtórzyć.
Kto nie uwierzy,
niech sobie obejrzy mecz na filmie,
a potem wywabi piłkę
i jeszcze raz obejrzy.
Zadowolone zwycięstwo
chodziło od piłkarza do piłkarza
i podawało mu rękę.
Smutek szatni piłkarzy