mam dość... Wszystkiego, wszystkich.
Ja wiem, okres się zbliża, stres przedmiesiączkowy popadł z nienacja, jesienna depresja i monotonia.
Ale k.rwa okres za 2 tygodnie, jesień jak młoda wiosna, a ja ciągle zmieniam plany!
Nawet moje wytłumaczenia na to wszytsko jebły jeden po drugim.
Mam dość.
Wstaję rano, maluję się, piję herbatę, wychodze z psem i biegnę na dwadzieścia cztery. Tam w poniedziałki spotykam młodego przystojnego meżczyznę i zawsze taką starszą panią w zamałym śmiesznym berecie. Siadam koło okna i zakładam słuchawki. Wyłaczam się ze świata na najbliższe 30-35 minut(w zależności od korklów) gapiac się bez celu w okno. Poprawię włosy dojeżdżając do przystanku, na którym wysiada mój przystojniak, choć w sumie sama nie wiem po co to robię... W szkole odliczam minuty do końca lekcji. Nie wiem co do mnie mówią, posiadam jeden zeszyt i nie zawsze zechcę zanotować temat, wiec bazgram sobie po marginesie, piszę co mi do głowy wpadnie i zamazuję, znów rysuję, aż oderwie mnie dzwonek i kolejna lekcja. Wychodząc zaję jeszcze za przystanek w celu wiadomym i tak po 6-7 minutach wsiada w zatłoczony autobus oi tym samuym numerze, wracam do domu, wychodzę z psem jem za słony obiad, parzę się gożką gerbatą w usta i siadam przy klawiaturze, bądź opieram czoło o podgłówek trzymając w dłoni pilota. Tak mnie zbudzi z tej egzystencji bezsennej głód po... ja wiem.? 3-4 godzinach? Więc zjem coś, usiąde z mamą, bo często mi czegoś brak, wezmę kąpiel z bąbelkami, wypiję jeszcze ze 2 herbaty i kładę się w niepościelone od tygodni łużko. Ostatnio nawet nie sypiam dobrze, więc o 6.15 dzwoni budzik i wstaję, by wypić herbatę, pomalować się, wyjśc z psem... i tak codzień, aż do soboty, kiedy budzik nie dzoni, nie widuję starszej pani n aprzystnku i usypiam w szkolnej ławce. W weekendy najczęściej odzypiam i rozmyślam, co zrobić wieczorem po smętnie smędzonym dniu. Zawsze wpada mi to samo do głowy. Pójdę na piwo z Agatą, albo pojadę na noc do Marty i jutro pójdę na piwo ze staniorem. Kocham je.
Tak mi od dłużzego czasu życie ucieka między palcami, dzień po dniu, godzina po godzinie, chwila po chwili...
Nie mam firanek, a nie lubię jak ktoś patrzy mi w okna, więc zawsze są zasłonięte roletą. Zimny kaloryfer od czasu do czasu wydaje przerażające dzwięki, jakby za chwilę miał sięodkręcić i we mnie wytrzelić. Szyba w drzwiach się rusza gdy pies stuka do drzwi. Unosi się zapach rozkładającej sie resztki wrześniowego obiadu. Zzółkłę ściany, samotne żarówki i taka pustka.
Zamykam się tu i marzę o tym, żeby to zaczeło wreszcie żyć!
Mam dość!!!
Nie ma ludzi, którzy mnie nei wku.wiają! Ale ja sama wku.wian wszytskich, więc jest remis.
Mam natłok myśli bijących się wmojej głowie o jakieś konkretne miejsce. Niektóre gina w walce, nie które same rezygnują, nie którew walczą do tejpory! Czuję sie jakbym miała wełbie jakis ring, a one obijały się o moją czaszkę!
Mam dość!!!!
Chce poukładać sobie wszytsko jak książki w starej szafie.
Najchętniej to wzięłabym 4 złote na tanie wino i wsiadła bez słowa w najbliższy posiąg na syberię.., ale uciekne stąd, a nie od tego! Gdziekolwiek nie pójdę będę wlokła za sobą ten cały haos, ten burdel, to zamieszanie!
To nie jest żadne rozwiązanie! I nawet rozumiem Agate, jest coraz gooorzej. Może wpoinnam brać jakieś psyhotropy?
Mam doość!
dośc już!
Może jednym posuwistym ruchem wpoprzeg nadgarstka zrezygnować ze wszytskiego?
Ale nie. Jakby nie było szkoda mi będzie..., więc..
Już nawet sama siebie wku.wiam! Nie wiem czego chce, o co mi chodzi, czego mi brak, czegomi potrzeba!?
Mam dość!!!!
Nawet przyjaciele mnei zawodzą.
Ostatnimy czasu zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle istenie "przyjaźń"?
Pozostawiona samej sobie zastanawiam się jak ludzie ze mną wtrzymują i jak ja do tejpory wytrzymywałam z tymi ludźmi?!
Panie! Wyjechać, pieprzyć, pourywać wszytskie kontakty, pozabyć się sentymentów i przywyczajeń! Zacząć od nowa!!!
Ale czy to nie wróci? Czy tam nie będę piła porannej kawy i spotykała stareszj pani na przystanku, poprawiałą włosów w autobusie i marnować soboty nad rozmyślaniem czy piwo z sokiem, czy puszkowane?
Boze jakie to wszytsko jest bez sensu!!!
Mam dość !!!
Oglądam dzień świra i martwie się o siebie.
Mam 17 lat. Dziś mam 17 lat i całe życie przed sobą. Ale będę miała 30, 45, 67... i obawiam się, że nie zdołam do tej pory uporządkować swoich myśli jak ksiązek, a szafa z czasem sie starzeje i kto wie, kiedy nie chrupie i nie pie.dolnie ?
Zgaszę samotną żarówkę, zajżę jeszcze czy Robert nie odpisał, wezmę do rąk książkę i wejdę w nieścielane łużko. Przeczytam kilka stron i nastawie TIMER w telewizorze, przyłożę głowę do poduszki i z otwartmi oczami będe przyglądać siękolejnej walce myśli w ringu. Coś postanowię, potem usnę. Rano zadzoni budzik i zrobię sobie poranną kawę. Przywlekę lusterko i turzo do rzęs do pokoju i przy porannej żywej muzyce radiowej stweirdzę, że moje postanowienie podobnie jak to z wczoraj i to z przedwczoraj jest do dupy.
Mam dość!!!
Może w jutrzejszej drodze na przystanek je.nie mnie auto?
Cokolwiek! Cokolwiek co przerwie ten cholerny scenariusz jutrzejszego dnia!
Cokolwiek! Cokolwiek co wrzuci na ring nową myśli, która pobije tamte i długo będzie nosiła złoty pas myśli cieżkiej.
Cokolwiek! Cokolwiek....