Życie to mnie kopać w dupę lubi. O wszystko muszę starać się brdziej niz moi znajomi i to chozenie pod górkę mnie zaczyna denerwowac. Fakt, dupa twardsza, ale serce coraz bardziej podziurawione.
Drugi raz złamane w ciagu pół roku.
Jestem już zmęczona. Praca, sesja, pisanie licencjatu, i jeszcze kolejny, który doprowadził mnie do łez. O ile wczesniej to ja się bardzo zaangzowalam to tu, druga strona. Ja wręcz chamowalam, żeby zwolnić i co? Jednego dnia chce ze mną być, drugiego obraza sie na mnie i zakochuje w kims od pierwszego wejrzenia. Dlaczego przyciagam takich dupkow.
Dziwie się sobie, że mimo wszsytko nie było dnia, gdzie leżałam tylko pod kocem i ryczałam. Nie zawalilłam studiów, nie rzuciłam pracy. Chociaz niejednokrtonie ciężko było stać i się uśmiechać a po kryjomu ocierać łzy. I w dodatku zaliczyłam wszystko w peirwszym terminie. Mimo smutko rozpaczy, totalnego zmęcznia, rozczarowania. Momentami sama się sobie dziwię.