Mam sentyment do zdjęć z weekendów symbolizujących moje powroty, z tym jest podobnie. Uwielbiam takie środy jak wczorajsza, twórcze kłótnie na ćwiczeniach z fizyki, zimne oczekiwanie na przystanku pod uczelnią i ciepłą drogę do domu. To jest jak uzależnienie, przywiązanie i wszystko bliskoznaczne. Nocą jest miło nawet we mgle, rodzinnie w pełnym aucie, a świadomość własnego łóżka za każdym razem dla mnie bezcenna. I być blisko Ciebie, zaledwie kilkanaście minut, warte każdej tęsknoty. Tu mi dobrze, bo nie ma to jak w domu. I słońce czasami wyłania się zza chmur, choć jesień coraz mroźniejsza. Szybko zima nadejdzie. Tylko ta analiza matematyczna, zmora dni i wieczorów, na dziś kończę walkę z nią i przenoszę się na książkę, z przyjemnością.