Z za okna wyłaniają się czarne kształty, nieokiełznane i tajemnicze.
Tak wyglądają drzewa, płoty i zabudowania nocą.
Patrzę jeszcze chwilę jakbym miała zobaczyć coś niezwykłego i ekscytującego....ale wszystko tkwi w
bezruchu, jedynie kontury się wyostrzają, bo moje źrenice przyzwyczaiły się do ciemności.
Jest już naprawdę późno, ale nie chcę jeszcze spać. Sen nawet by nie przyszedł, bo muszę uporządkować chaos w
mojej głowie.
Wiele myśli w ciągu dnia rzucałam z kąta w kąt, przemieszczając się z nadzieją, że na zakręcie korytarza gdzieś je
zgubię. Może i na chwilę je zgubiłam, ale odnalazły mnie właśnie teraz, w ciszy nocy i czerni pokoju.
Nie mam już gdzie przed nimi uciec. Dopadły mnie i będą maltretować, aż nie usnę z wyczerpania.
Te myśli niebyłyby tak nachalne gdybym wcześniej zwróciła na nie uwagę i poświęciła im parę chwil w ciągu dnia, ale
ciężko mi było się z nimi zmierzyć, a w świetle dnia wszystko byłoby widoczne na mojej twarzy.
Noc kryje mój strach i zagubienie.
Nie opłaca się być słabym i wrażliwym, łatwiej uchodzić za kogoś twardo stąpającego po ziemi, ale ja myślę,
że....nie ma takich ludzi. Jeśli tacy się jawią za dnia, to noc zdziera z nich żelazną zbroję, bo nikt nie jest
niezniszczalny i życioodporny.
Albo coś zachwyca do łez, albo przeraża do bólu. Można mieć wtedy kamienną twarz,ale serce całe drży.
Mam sobie wiele do wyjaśnienia.
Myślę, że łatwiej jest wybaczyć drugiemu człowiekowi, a później ewentualnie go unikać,
lub odsunąć całkowicie ze swojego życia, ale sobie samemu wybaczyć....to wyzwanie.
Człowiek jest swoim przyjacielem i wrogiem jednocześnie, który sam siebie nie uniknie i bywa, że nie przewidzi też
własnych zachowań.
Zupełnie jakby w tym jednym ciele były dwie przeciwstawne osoby, jednocześnie jedna bez drugiej nie może istnieć.
Ta energiczna i rządna życia część mnie, czasami spłonęłaby w ogniu gdyby nie ta pesymistyczna i melancholijna,
która pozwala mi czasami machnąć ręką na wszystko i zatrzymuje mnie w biegu pochopności.
Sztuką jest te dwa oblicza równoważyć, bo każde w nadmiarze szkodzi. Czy tą równowagę można nazwać pokorą,
czy zdrowym rozsądkiem?. Te dwa określenia chyba wiernie podkreślają znaczenie równowagi między "sobą", a
"sobą".
Ja, jak łatwo się domyślić balansuję i ta huśtawka nie daje mi spać.
Mogłabym się skrytykować i określić jako osobę bardzo skomplikowaną, ale wtedy z cichą nadzieją( że tak nie jest),
przypominam sobie słowa z książki
Beaty Pawlikowskiej : " To nie ty jesteś pojebana, tylko świat jest pojebany".
Mocne. Może intrygujące, ale mi pomagają.