zawsze chciałam być mężczyzną.
i to wcale nie dla tych banalnych udogodnień, jak sikanie na stojąco ( choć to dość przydatne udogodnienie...)
poprostu nie chce dłużej być na pozycji przegranej ( czyt. kobieta).
bardzo lubie kiedy wydaje ci się, że wygrywasz.
Jesteś tak bardzo pewny siebie ( choć wmawianie innym samemu sobie, że uważasz się za ZERO nieźle ci wychodzi), że wszystkie twoje cudowne cechy uciekaja.
Wiesz jaką wyższość czuje nad toba, bo potrafie ignorować twoje wady? Puszczam je mimo uszu jak te okropne pyłki kurzu, które cały zakłócają spokój mojego nosa.
Najśmieszniejsze jest to, że to tak naprawde JA walcze sama ze sobą, żebyś nie zorientował sie co naprawde o tobie myśle. Uświadomienie cie o tym, niczego by nie zmieniło. Ba, zaczął byś atakować mnie, bo przecie mam dużo więcej wad i śmiesznych upodobań. Ale to ty jestes facetem. I tu pojawia sie problem równouprawnienia.
Nie potrzebuje, go, żeby całe zło świata było zrzucane na mnie, nie chce odpowiadać za wojny, ocieplenie klimatu, rasizm i całą resztę tego syfu, w którym przyszło nam żyć. Nie mam też pretensji o to, że musze zmywać naczynia. bo robi to za mnie zmywarka, odkurzanie też jest spoko, troche ruchu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
Drogie Panie. Od wieków to MY decydujemy o tym świecie. Ale naszą największą misją jest, to aby żaden facet tego nie zrozumiał.
Zawsze będziemy na pozycji przegranej Z GÓRY. bo ty światem kierują Oni.
PS.zaczynam sie zastanawiać co sie w ogóle dzieje?