Zawsze patrząc na kreowane przez nich spektakle zastanawiam się co siedzi w ich głowach, gdy spoglądają
w stronę publiki, ludzi, wobec których są zobowiązani, do oddawania całego swego jestestwa w tym krótkim
czasie. O czym myślą, gdy dostają cios, lub gdy pną się w górę własnych ambicji? Jak długo rozpamiętują
podjęte decyzje, swoje błędy? Jak wiele jest w nich motywacji, by tworzyć dalej? Co sprawia, że każdego
dnia wstając z łóżka udają się w te same miejsca i sprawia im to radość? Jak wiele poświęcili, by być w
tym miejscu, w którym są? Co czują, gdy cały świat na nich patrzy, ludzie, którzy ich kochają,
nienawidzą? Jak wytrzymują presję? Jak bardzo muszą to kochać, by utrzymać się w absurdach tego
środowiska? A może o tym nie myślą? Tylko robią to co mówi im serce i nic więcej się dla nich nie liczy?
Skoro jest to ich życiem, wyborem, szansą, wszystkim?
Trzymają mnie w ryzach. Zawdzięczam im więcej, niż kiedykolwiek,
zapewne nie tylko ja.
Dzisiejszego dnia dostaliśmy cios, skrupulatnie obnażono nasze największe słabości i problemy, z którymi
walczymy każdego dnia. Mimo to jesteśmy w najlepszych rękach, do jakich mogliśmy trafić. W jego filozofię wierzę.
Sięgam pamięcią pięć lat wstecz i wierzę, że wszystko jest możliwe, że to kwestia priorytetu i charakteru.
Poza tym czas najwyższy...