Uśmiech to specyficzny przymiot. Nie w pełni go kontrolujemy i nie zawsze zależy od nas. Targani przez życiowe wiatry często ulatnia nam się w powietrzu, porzucamy go w niepamięć. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że wystarczy mały drobiazg, by ponownie na twarzy pojawiła się delikatna iskra.
Ona wywołuje go najszybciej, szczególnie kiedy wchodzi do mojego domu z setką historii w głowie i w jedną chwilę neutralizuje ogromną liczbę kilometrów, jakby nigdy nigdzie nie wyjeżdżała i zawsze była tuż obok. Tak naprawdę zawsze jest, duchem. Każde wymyśne słowo taty, uściślenia Mateusza, z których potrafimy się śmiać godzinami, niezależnie od humoru i dnia, takiej rodziny zawsze sobie zazdrościłam. Dziewięćdziesiąt minut z najwyższej półki, Czerwień przeszywa mnie na wskroś, szczególnie teraz, gdy mój wzrok sięga zawsze szczytu na małych tabelkach, szybkich statystykach. Tych emocji nie wymienisz na nic, chłoniesz je jak gąbka, płyną razem z krwią, to nieliczne momenty, w których dzięki jednostkom i ich umiejętnościom samemu unosisz się na wyżyny. Ludzie, do których piszesz w środku nocy i zawsze są dla ciebie, dobrze rozwiązana całka, merdający ogon Pottera, gwieździste noce, ulubiona piosenka, wspomnienie lata, ciepło.
Myślę sobie, że tak łatwo mnie uszczęśliwić na chwilę, małym gestem, błahostką.
A na święta życzę Wam właśnie tego uśmiechu i ciepełka w sercu !