Pamiętam dobrze każdą pojedynczą łzę wylaną za własne marzenia. Pamiętam jaka wtedy byłam i jak mocno buntowałam się przeciw zapisanej mi od dziecka rzeczywistości. Nienawidziłam jej i robiłam wszystko, by moja słabość nie była ponad mną. Czasem w życiu przychodzi kulminacyjny moment, kiedy to zaczynasz podporządkowywać życie do własnych możliwości, a nie na odwrót, wodząc po wiecznie niespełnionych ścieżkach. Dziś, gdy minęło już kilka lat i "proszę pani jest lepiej" przypominam sobie, jak łatwo przekraczałam własne granice, by osiągnąć cel. Nie wiem, czy z obecną mentalnością podjęłabym ponownie takie kroki. Choć jednego jestem pewna, "lepiej" przyszło za późno, bym była spełnioną jednostką.