Noce. Do teraz pamiętam dźwięk tego szumu w uszach. Może umarłam we śnie, skoro tak gwałtownie otworzyłam oczy? Nagle stało się ciszej o trzy tony i jedynym głosem, który raził moje uszy był monotonny stukot deszczu. Zasłoniłam żaluzje, we śnie pogrążały mnie równania, statystyki, obce twarze, wszystkie źródła moich obaw, lęków? Za każdym razem, gdy zamykałam oczy drżenie powietrza rozrywało moje bębenki. Umarłam we śnie za bóle codzienności. Czemu uciekaliśmy przez nieznane ścieżki? Znów nie zdążyliśmy, było ciepło pośród nocy, a mój zegarek wskazywał szesnastą. Deszcz uderzał co raz mocniej. Gdzie byłam? Setki liczb, liter, nieznane- znane rysy. I ten szum, niszczący wszystkie delikatne komórki, rozmazujący tło za każdym razem, gdy opuściłam rzęsy. Na pewno umarłam, ostatnio każdej nocy tracę życie.
Drogi deszczu !
Jutro nie chcę mieć przy sobie parasolki, proszę...