ja przeciwko światu, zawsze chciałam znienawidzić ciebie. zawsze też chciałam być tym czym jesteś Ty. jednak umarłam na pierwszym lepszym skrzyżowaniu, a wiatr rozwalił mnie niczym nic nieznaczący bezduszny przedmiot. a ty stales tam i delikatnie chwiejąc się, powoli rozszarpywałeś najboleśniejsze rany na strzępy. weź mnie w ramiona. chcę poczuć po raz kolejny te dreszcze przechodzące po mnie. wszystko co najpiękniejsze, w ułamku jednej sekundy. patrzysz w nic nieznaczący punkt.. ginę, pomalutku, a jednak w mgnieniu oka zanikam. rozpuszczam się. a gdy już w pełni stracisz mnie z oczu, Ty przestaniesz się liczyć. staniesz się zerem. porwę Twoją duszę i będę się nad nią pastwić niczym psychopatyczny, pozbawiony sumienia wariat.
niekocham, niepragneniczego, nieczujenic.