wiedział, musiał doskonale wiedzieć, ale nie powiedział nawet słowa. może to i lepiej, nie chciałoby mi się kajać. przecież właśnie to wtedy uważałam za słuszne i odpowiednie. oboje lubiliśmy pogrywać, czy to ze sobą, czy z innymi. naprawdę, gdyby nawet zdobył się na choć słowo wyjaśnienia - chciałabym słuchać? zapewne nie, bo i po co wciąż przekształcać jednakowe myśli w inne, wymuskane zdania. zdaniaa na dodatek puste i bez najmniejszego znaczenia, bo bez pokrycia w czynach. czarne nigdy nie będzie białe i vice versa. oboje nigdy nie będziemy kryształowi. gdy myślę, ile byłam w stanie poświęcić, chce mi się śmiać z samej siebie. "dziewczyno, jesteś, byłaś i będziesz cholernie naiwna, nigdy nie przerwiesz tego schematu", nie mam już ochoty myśleć w ten sposób,
a nawet nie daję sobie czasu, żeby ochłonąć.
szuka swojej drogi, czy po prostu jest atencyjną dziwką?