Przyśni się poranek
Niech przyśni mi się poranek,
kiedy nasze dłonie
łączą się w modlitwie do straconych.
Niech odnajdzie mnie przepaść
dość odległa, żebym odeszła
na drugą stronę czarnej rzeki.
Przyrzekłam Ci wolność,
jakiej nie znają łzy.
Obiecałam szczęście, choć zamknęłam
za sobą drzwi piekieł.
Czuję na podniebieniu
Twój płodny smak - czuję ciszę,
z którą mogłabym zagubić się
w nieznanym.
Nie chcę zasnąć, choć wybrały mnie
Twoje ramiona. Nie umiem śnić,
mimo że ciało jest tak górnolotne,
tak bliskoznaczne.
Uwięziona w przyszłości,
znalezionej gdzieś na granicy
nieba i skazy na skroni,
pokornie zwracam Ci czas,
który tak boleśnie nadwerężyłam.
Szukam siebie
w tym krzywym zwierciadle -
pośród myśli, jak zwykle zaniedbanych.
Jątrzy się dotyk, zadany
z premedytacją przez lęk.
Czy to Twoje rozpostarte dłonie
ubierają mnie w najczystszą nagość?
Pękła łza. Roztrzaskała się
świadomość, że to, co nienazwane,
najłatwiej ująć
językiem międzyludzkim.
Tylko obserwowani przez użytkownika ostatniepowitanie
mogą komentować na tym fotoblogu.