Na dożywocie
Wiesz, wyśniłam Twój dzisiejszy czas.
Wróciłam rano z nużącej podróży
po dalekich stronach istnienia.
Od zarania dziejów kojarzyłeś mi się
z brakującym elementem,
cząstką, co nie zasłużyła na lęk.
Rozpieszczam do bólu sny - serce
znów jest przeszkodą, jaką omijasz.
Od paru tysiącleci widuję Cię po drugiej
stronie księżyca - jesteś martwy,
skazany na dożywocie.
Spłaciłam wreszcie dług - przegrałam
grę, zwiastującą zwycięstwo.
Może to niepokój jawi się niby północ,
wykradziona łzom gwiazd?
Jutro jest mrzonką, ale zbyt niecierpliwą,
żeby napisać kolejny list pożegnalny.
Zatańcz, zielony płomieniu,
na zgliszczach mojego domu.
Obróć się w przyszłość, której nigdy dość.
Rozlega się wiekopomna chwała -
taka, co nie zastąpi
sielankowego królestwa.
Nie wiem, czy warto podziwiać
własne łzy, wydarte spod powiek,
roztrzaskane.
Zaśnij na wszelki wypadek.
Może usłyszysz modlitwę własnego ciała?
Może mój ból stanie się poematem?
Tylko obserwowani przez użytkownika ostatniepowitanie
mogą komentować na tym fotoblogu.