zdjęcie z 25 kwietnia, czyli tuż po moim powrocie z Ibizy.
Miesiąc przed wylotem coś zaczęło się psuć. Zdemotywowana brakiem postępów (takich jakich bym oczekiwała), ciągłym porównywaniem się do zdjęć idealnych ciał, wygórowanymi ambicjami nieosiągalnego w tak krótkim czasie celu, poddałam się, zaczełam żreć i płakać. Przestałam ćwiczyć. Jedyne "pocieszenie" znajdowałam w jedzeniu (po którym paradoksalnie czułam się tak na prawdę gorzej). Nie robiłam nic; zamknęłam się sama ze sobą w czterech ścianach. Czułam jak zaczynam powtarzać sytuację sprzed 1,5 roku. Miałam wtedy depresję i różne inne świństwa przez które wiele bym straciła, ale jakoś udało mi się wyjść w miarę na prostą. Oczywiście wszystko co wtedy się działo też spowodował mój wygląd.
PODSUMOWUJĄC:
- na weselu byłam grubą kierdą, ledwie zmieściłam się w sukienkę, w której wyglądałam jak związana szynka; nie bawiłam się dobrze a czułam się tragicznie
- ze łzami w oczach i z przymusu (ze strony mamy) poleciałam na tą Ibizę choć panikowałam i miałam ochotę zrezygnować jeszcze dzień wcześniej; z perspektywy czasu nie żaluję, bo poznałam naprawdę wartościowe osoby, ale na miejscu robiłam wszystko, żeby jak najdłużej móc być sama ze sobą, nie byłam z wszystkimi w klubie, ciągle chodziłam w długich spodniach i długiej sukience na zmianę, a na plaży byłam 2 razy
- prosto z wyjazdu trafiłam do gabinetu mojego starego lekarza, bo byłam już wrakiem człowieka i wróciłam do wspierania się antydepresantami
OD 9 MAJA JESTEM NA DIECIE (wystartowałam z wagą 72 kg)
Potrzebowałam jeszcze kilku dni, żeby się ogarnąć i wykrzesać z siebie odrobinę siły do życia i do odchudzania co w mim wypadku rówało się również z odzyskaniem możliwości normalnego bycia i przebywaniaa z ludźmi.
Potrzebowałam natychmiastowej zmiany i po długim namyśle i analizie za i przeciw zdecydowałam się na dwa tygodnie odchudzania z koktajlami i zupkami "dieta light" i "allevo" w nadziei, że widoczny efekt da mi trochę zapału do dalszego odchudzania i pobudzi mnie do życia.
Podczas tych dwóch tygodni nie ćwiczyłam wcale, tzn poprzestałam chyba na trzecim dniu, gdyż ilość kalorii jaką ta dieta dostarcza powodowała to, że nie miałam siły totalnie na nic. Poza tym czułam się dobrze, bo te saszetki dostarczają podstawowych składników odżywczych. Nie kręciło mi sie w głowie tak jak wtedy, gdy np byłam kiedyś na kopenhaskiej ;d Po prostu nie miałam siły na wysiłek fizyczny.
Po dwóch tygodniach dużo osób zauwazyło, że schudłam co naprawdę mnie ucieszyło i faktycznie dało kopa do dalszej pracy nad sobą! ;o
Postanowiłam wtedy, że kończe z ciagłą kontrolą wagi, centymetrów i systematycznych pomiarów, gdyż brak efektów mnie załamuje i demotywuje do dalszego działania. Chce normalnie żyć i chudnąć chcę "przy okazji" i po drodze... Mam się skupić na życiu a nie na odchudzaniu, bo życie polega nie na tym, żeby nie istniało nic poza dążeniem do idelanej sylwetki a na tym, żeby cieszyć się chwilą.
NIE WIEM ILE TERAZ WAŻĘ
Przed chwilą pierwszy raz od 25.04 zmierzyłam sie centymetrem i troszkę mi ubyło ;) Może nie jakoś spektakularnie dużo, ale różnica na centymetrze jest. Do tej pory tego nie robiłam, bo się bałam, że przez moje ostatnie imprezy po tak restrykcyjnej diecie z jaką na początku wystartowałam będzie efekt jojo i okaże się, że jestem w punkcie wejścia.
Następnym razem zaprezentuję jak tłusta byłam na Ibizie (o ile znajdę odpowiednie zdjęcie, bo oczywiście unikałam aparatu jak ognia) i napiszę jak dokładnie wyglądały dwa tygodnie na proszkach i jak teraz wygląda moja dieta i aktywność :)
No i jak będzie jeszcze ciut lepiej to pokażę jak teraz wyglądam :))))))
Radosnych dni i cieszmy sie życiem, bo szkoda czasu ! :)
Inni użytkownicy: winstzawodowybarbariaanpapierowemiastorafalpaczescocorabelll16l16zyxyxzemiliakowalski33lucas25
Inni zdjęcia: Kowalik slaw300#birthdaygirl qabi1411 akcentovaZwierzęta za kątków świata bluebird11Bolczów elmarDla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114