Ciepła kawa i notki z ostatnich dwóch lat. Uśmiech nie znika mi z twarzy. Milion pięknych uwiecznionych chwil. Jak dobrze wszystko powoli sobie przypominać.
A w sobotę ubrałam TĄ biała sukienkę, pofalowałam włosy, obejrzałam po odcinku każdego z TYCH seriali i czekałam.
Czekałam co chwile wyglądając przez okno.
Znów stałam się obcą. Bardziej obcą niż w autobusie. Bo dla Pani z autobusu nie było obojętności którą "teraz trzeba". Ta Pani nie była "genetycznie spierdoloną dla której liczą się śmierdziuchy w szpitalu". Ta Pani była osobą którą z chęcią sie pocieszało w trudnych chwilach i nie mówiło:"tak mi smutno, że chyba sie poleję". Ta Pani była zagadką która jak czas pokazał stała sie rozczarowaniem. Kimś beznadziejnym.
Mimo, że serce wciąż liczy na powrót, naprawienie wszystkiego to rozum podpowiada, że to się nie stanie.
9 kwietnia 20 lat temu na świat przyszła mała blondynka z sercem pełnym miłości i smutnymi niebieskimi oczami. Jak sie okazało miała milion wad. Nadal je ma.
Pani z autobusu będzie trzymać kciuki za lepsze życie dla Ciebie. Kogoś kto będzie zawsze blisko i będzie dokładnie taki jak sobie to wymarzyłeś. Będzie zupełnym przeciwieństwem Pani z autobusu. Kogoś kto nie zasłuży sobie na gorzkie słowa, obojętność. Kogoś kogo będziesz wspierał nawet w momentach trunych. Wszystkiego najcudowniejszego bo na to zasługujesz.
Przepraszam, że byłam.
Są ludzie, którym pozwolimy wracać zawsze. Choćby nie wiadomo jak Nas zawiedli. I mimo, że wywoływali najokropniejszy ból, gdy odchodzili - to wywołują najcudowniejszy uśmiech, gdy wracają.