[zdjęcie tym razem jest totalnie nieważne, nie mojego autorstwa, ale pochodzi z najpiekniejszego miejsca na świecie: Tatr, a konkretnie to Staw Smereczyński przy minus piętnastu;
piszę tylko po to, zeby przynieśc sobie ulgę, a jednocześnie zachować to gdzieś w małym kąciku internetów; kurdę - ważniejszych wydarzeń z mojego życia w ciągu ostatnich dwóch (?) lat nie opisywałam i w ogóle miałam tu już nic nigdy nie dodawać, a to jednak dodaję. trudno.]
Muszę przebywać wśród ludzi. Mieć zajęcie. Gdy tylko moje myśli mają urlop - lecą na wyspy o nazwie "M*****z". I niby ciepłe kraje, a jak przychodzi co do czego, to chyba za ciepłe, bo takie bardziej piekiełko. Które sama sobie sprawiam. Kobieca logika.
No stara, jak długo można?! "Nie był Ciebie wart", "jest frajerem, skoro zrezygnował z Ciebie", "weź o nim zapomnij, nie warto", "jest po prostu egoistą, prędzej czy później byś cierpiała" i oczywiście nieśmiertelne, moje ulubione: "czas leczy rany, ale musisz się wziąć w garść". Serjusly? No wiem, że muszę. Tylko jakoś mój mózg nie jest ze mną tej kwestii kompatybilny. Wraca wspomnieniami do wieczora, gdy go poznałam, do pierwszej randki, do jego głupich żartów i, o zgrozo!, przeraźliwie, nieziemsko niebieskich oczu. I to oczywiście tych uśmiechniętych na mój widok, które patrzyły na mnie tak, że nogi się pode mną uginały. Bo na początku tak właśnie było. A później czarna dziura, ból, i ryczenie jak bóbr po nocach. I nie tylko.
Ja-cież-pierdzielę, minął ponad miesiąc. Za chwilę będą dwa, czyli dokładnie tyle, ile trwał nasz związek. A ja? Nadal tęsknię, wspominam, analizuję, przeżywam itepe, itede. Wszystko mi go przypomina, miejsca, przedmioty, osoby. Wszystkich facetów do niego porównuję. Sorry, ale muszę: NOSZ KURWA. To jest obsesja, to jest niezdrowe! Jest na sali lekarz?
Kolejną rozrywką moich zwoi mózgowych, coby mnie trochę podręczyć jest rozkmina pt. "a co on teraz robi?" albo "myśli o mnie czy olał?" albo "może on myśli, że ja myślę..." Ja pierdolę. Sama siebie już słuchać nie mogę. A muszę żyć sama ze sobą 24/7. Czuję się jak w klatce. Sama we własnej głowie. Czaicie? Bo ja nie.
I na dodatek te wyobrażenia, jakoby miał się nagle nawrócić, zrozumieć życiowy błąd, to że jestem miłością jego życia i prawdopodobnie wpadnie w czeluści rozpaczy, jeśli spędzi jeszcze jeden dzień beze mnie i na klęczkach, z największym bukietem jaki widział Plac Solny zobaczę go pod moimi drzwiami ze skruszoną miną i proszącymi oczami (sic!) szczeniaka. A ja mooooże, ewentualnie, zastanowię się czy by mu nie dać drugiej szansy (yhy zastanawiałabym się pewnie jakieś miliardowe części sekundy, później to tylko trzymanie w niepewności). A takiego wała. Szczytem jego romantyzmu, nawet w okresie, gdy jeszcze był mną zafascynowany (z premedytacją nie użyłam słowa "zakochany") był spacer po jego wsi wśród traktorów, ciągników i borsuków (chociaż to akurat była fajny dzień...). A nie, sorry. Kiedyś jeszcze Ostrów Tumski nocą - romantiko, nie? Sam z resztą wtedy przyznał, że on to raczej "nie z tych" i żebym nic więcej się nie spodziewała. Zapomniał tylko dodać, żebym w ogóle przestała cokolwiek spodziewać, bo niespełna trzy tygodnie później powie mi, że to nie to.
Luuudzie drodzy niby dorosły facet. A ja, cholera, niby dorosła baba a jednak czekam, wyobrażam sobie, rozmyślam. A chwilę później sama siebie ganię za durnotę, by wpaść w przeciwległy koniec mej rozpaczy i zacząć ryczeć.
Haaaaalo jest tu jeszcze Ola? Nie, nie to zdruzgotane, smutne babsko, ocierające łezkę w autobusie, bo akurat Spotifaj zafundował jej Lennyego Kravitza "Again", tylko Ola - radosna dziewczyna, patrząca w przyszłość z ufnością i nadzieją, czekająca na tego kogoś, ale bez spin i żali, szczęśliwa z tego co ma, zrównoważona wewnętrznie (powiedzmy). Czy coś z niej jeszcze zostało? Czy tego wieczora, gdy poznała Pana M., wszystko się odmieniło, a w wieczór, gdy Pan M. zakomunikował jej, że "sorry, taki mam klimat i szukajmy dalej", przy okazji zabrał to wszystko ze sobą? I zostawił smutne babsko? No przecież tak nie może być.
To, że moje serduszko zostało wyrwane brutalnie z piersi, a później skrupulatnie poszatkowane jak cebula w Masteszefie, to wiem. Ale ileż może trwać proces zabliźniania i gojenia? Chętnie już bym wyszła z tej pooperacyjnej, zaczerpnęła świeżego powietrza i takie tam. Staram się zajmować innymi sprawami, a przede wszystkim korzystać z każdej okazji przebywania wśród ludzi, którzy nie nazywają się M. M.. Alergię wręcz mam na momenty samotności. Ale jednak to wszystko daje ulgę tylko na chwilę.
Tak jak pisanie tego tekstu.
Inni użytkownicy: alexcvbogna123lollypoplollypopolejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetem
Inni zdjęcia: Pierwszy wypatrzony elmarWiosna pamietnikpotworaKlasztor ściana frontowa bluebird11Udany poniedziałek dawste:( szarooka9325... maxima24... maxima24... maxima24Osioł Boży bluebird111409 akcentova