Dawno nie pisałam, a chciałoby się coś nabazgrać. Ale nie ma co.
U mnie ok, bo wspaniale raczej nie jest. Więc OK.
Studia bym juz dawno rzucila, gdyby nie moja rozmowa z samą sobą i wymierzony sobie policzek.
Jedno jest może plusem - znalazam pracę (wreszcie) i będę miała pieniążki tylko dla siebie (];>).
Ostatnio chodzę z podniesonym ciśnieniem patrząc na to wszystko, co się dzieje wokół mnie. Mogłabym teraz prawić morały, jaki to świat nie jest zepsuty ale po co, to norma. Ale z moim charakterem nie mogę się z tym pogodzic mimo tej oczywistości. Non stop sie wkurzam chociaż nie mam po co. Powtarzam sobie to w miarę często, aby szybko sie mojej nadwrażliwości pozbyć.
Ale tak na dobra sprawę ... nic mi się nie chcę. Ciepło się robi, można wychodzić na piwo nie bojąc sie zmarznąć i siedzieć do woli. Dlatego ruszcie dupę z domu, cieszcie się ciepłem.