Zastanawia mnie pewna rzecz.
Każdy pewnie słyszał o tak zwanych "słowach zabronionych", podlegających strasznemu rasizmowi.
Do grupy tychże słów należą między innymi "murzyn" lub "czarny", oraz angielskie tak zwane "The N-Word" czyli po prostu nigger. Na szczęście w Polsce jeszcze to się tak nie upowszechniło jak w krajach zachodnich, ale też już ma powoli miejsce.
niech ktoś spróbuje je wypowiedzieć podczas rozmowy z osobą którą niezbyt znamy, najlepiej "wykształconą", lubiącą dużo gadać o problemach na świecie.
Reakcja pewnie będzie dość przewidywalna.
Czemu użycie tego typu słów jest z miejsca linczowane? Czy "afroamerykanin" nie jest ciemnej karnacji?
Czy Polacy aż tak nienawidzili "afroamerykaninów", że ciągle ich przezywali od murzynów?
Nie.
To było zwyczajne określenie na nich, jednak dziś z jakichś nieznanych nikomu powodów (może wstydzą się tego że są czarni?) zabraniają używać słów które były w jak najbardziej powszechnym użyciu właściwie przez WIEKI!
Coś widocznie musiało się stać skoro tak zareagowali, "Nie ma reakcji bez wcześniejszej akcji".
Najpewniej cały biały "rasizm" ma swe korzenie nie od Hitlera, jak wielu dziś sądzi, lecz od Republiki Południowej Afryki, a dokładniej tej RPA za rządów Apartheidu. Uprawiana była wtedy polityka segregacjonizmu, czyli oddzielanie białych od czarnych. Sam system nie mówił tego że jedna rasa jest gorsza od drugiej lecz zakładał, że są zbyt duże różnice kulturowe by można było bez wzajemnych konfliktów żyć spokojnie (wystarczy spojrzeć na pierwsze lepsze państwo w Afryce i porównać je z Polską. Wtedy każdy chyba dostrzeże przepaść jaka nas dzieli między nimi). Wtedy ci drudzy z powodu tej polityki poczuli się gorsi i obalili pierwotny system z pomocą innych państw, mówiąc bardzo dużym skrótem. Najpewniej dlatego teraz tak wszystkie organizacje pokojowe są przeczulone na tym punkcie.
Niestety, jak na złość temu co sądzili piewcy równości, po otrzymaniu rządu w swoje ręce kraj zaczął się gospodarczo sypać i sytuacja się odwróciła. Teraz biali nie dość że są oddzielani od społeczności, to teraz także dochodzi nawet do zabójstw białych przez praktycznie bezkarne murzyńskie bojówki (przypominam że zabicie czarnego przez białego, oraz na odwrót było karane równo), tylko że narody świata na ten proceder tym razem jakoś niezbyt reagują.
Teraz nachodzi mnie kolejne pytanie. Czemu "strażnicy równości" są przeczuleni na punkcie białego "rasizmu", a milczą na przypadki "czarnej" odmiany tego zachowania?
Tutaj na myśl tylko przychodzi mi tak zwana "Ojkofobia". Bardzo rzadko używane określenie, bo bardzo niewygodne dla tych dzisiejszych "strażników". Krótka definicja- "OJKOFOBIA (z gr. oíkos - dom, środowisko + phóbos - strach, wstręt) - zaburzenie osobowości przejawiające się jako niechęć, odraza, a częstokroć i nienawiść do własnej, rdzennej wspólnoty osób, zwłaszcza rodzinnej, narodowej i cywilizacyjnej." Czyli mówiąc prosto nienawiść do własnego państwa, do własnej rasy. Żeby ją całkowicie opisać, skąd się bierze, na czym polega, itd. trzeba by napisać sporych rozmiarów artykuł, chociaż można bardzo łatwo znaleźć tekst traktujący o niej w internecie napisany przez prof. Jacka Bartyzela.
Na razie trzeba mi uwierzyć, że takie coś istnieje na prawdę ;-).
Jeszcze taka końcowa myśl- Czy oskarżanie każdego wokół o rasizm za chociaż jeden nie-polityczno-poprawny gest, za każde słowo, samo w sobie nie tworzy rasizmu, segregacji, którego lewactwo tak chce się pozbyć?
Cóż, jak to powiedział kiedyś jakiś mądry człowiek "Socjalizm bohatersko walczy z problemami, które sam tworzy" :-).
-Oerciak