Wreszcie zabrałam się do napisania czegoś... Zobaczymy jak mi pójdzie, a tymczasem miłego czytania! :)
- Dobrze, powiem Ci. Jestem pieprzonym ćpunem - mówi, a ja wciągam chaust powietrza. Przypomina mi się przeszłość. Cholera. Nie chcę jej. Chcę zapomnieć.
Nie pytam jak długo, bo znam odpowiedź. Nadal na niego patrzę. Barman podał nam piwa.
- Skreślisz mnie, prawda? Wiedziałem. Widzę to w Twoich oczach - mówi.
- Nie prawda - odpowiadam. - Tak? Więc co w nich widzisz?
- Wstręt. Obrzydzenie. Niesmak - wstaje i chce odejść, ale ja mu nie pozwalam i chwytam go za rękę.
- Zrozumienie. Zrozumienie. I jeszcze raz zrozumienie - poprawiam go. Wstaję i podchodzę bliżej niego. - Zerwij z tym gównem - mówię. - Zerwij z tym cholernym gównem - powtarzam.
- Jak? - pyta.
- Idź na odwyk - odpowiadam.
- A jeżeli nie chcę?
- Nie gadaj bzdur - mówię, ale nie wspominam, że też siedziałam w tym bagnie po uszy. Nie wspominam, że ćpałam dzień i noc. Nie wspominam, że uzależniłam się do tego stopnia, iż nie pamiętałam połowy wydarzeń. - Skończ z tym - powtarzam jeszcze raz.
- Nie mogę, rozumiesz? To nie odpuści.
- Odpuści.
- Nie - zaprzecza.
- Spójrz na mnie i popraw się.
- Ćpałaś? - pyta, a ja przytakuję. Widzę w jego oczach skruchę.
- Zawiozę Cię na ten cholerny odwyk, choćby siłą.
- Nie - sprzeciwia się.
- Bo?
- Bo nie chcę - siada i bierze duży łyk piwa.
- Pojedziesz tam gdzie byłam ja.
Nie odpowiada. Nie mówi nic. Pijemy piwo w ciszy i w milczeniu. Nastrój wraca do poprzedniego stanu i znowu dogadujemy się świetnie. W ciągu następnej godziny pijemy kolejne dwa piwa, po czym wracamy do mnie.
- Chyba jestem zmuszona przetrzymać Cię na noc - mówię, kiedy jesteśmy już w mieszkaniu.
- Chyba tak - śmieje się. - Gdzie masz łazienkę? - pyta.
Pokazuję palcem na białe drzwi i mówi, że zaraz wróci. Zbieram szybko ubrania, wrzucam je do szafki, po czym ścielę łóżko i dodatkowo rozkładam śpiwór na podłodzę. Puszczam cicho muzykę i idę do kuchni zrobić jakąś kolację. Słyszę jak otwierają się drzwi od łazienki.
- Jestem w kuchni - mówię.
Kątem oka widzę jak Nikodem wchodzi i siada przy stole. Odwracam się do niego i kładę kanapki na stole. Patrzę mu w oczy i klnę pod nosem. Ma powiększone źrenice.
- Co robiłeś w łazience? - pytam.
- Nic takiego - uśmiecha się.
Klnę jeszcze bardziej. Głód wewnątrz mnie odzywa się. On nie chce jedzenia, papierosów czy kawy, on chce koki koki koki. Chce wciągnąć kreskę. Klnę jeszcze bardziej. Zaciskam dłonie w pięści.
- Chyba mnie nie pobijesz - mówi i śmieje sie.
- Nikodem, cholera, to nie jest śmieszne.
Znowu śmieje się. Wiem, że w takim stanie niczego mu nie wytłumaczę. I wiem, że to nie ma sensu.
- Dobra - mówię. - Chrzanić Cię.
Znajduję w sobie siłę, żeby wrócić do pokoju i nie poprosić o towar. Nie chcę. Nie mogę. Nie potrzebuję. Powtarzam w kółko.
Siadam zdenerwowana na kanapie. Furia wewnątrz szaleje. Sięgam po papierosa i odpalam go. Nikodem wchodzi do pokoju.
- Przepraszam - mówi.
- Pierdol się - odpowiadam i zaciągam się papierosem.
Gaszę go i przeciągam śpiwór bliżej drzwi od pokoju.
- Śpisz tu - pokazuję na śpiwór.
Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się do łazienki. Przebieram się w piżamę. Ochlapuję twarz zimną wodą, po czym myję zęby. Biorę kilka głębokich wdechów i wychodzę.
- Dobranoc - mówię podminowana i zanurzam się pod kołdrą.
Niech to się już skończy. Ten koszmar. Nie chcę ponownie tego przeżywać. Nie teraz. Nie w tym momencie, kiedy wychodzę już na prostą.