photoblog.pl
Załóż konto

Samotność - nowa przyjaciółka

FAZA: faza smutku/rozpaczy

Na początek zacznę od przedstawienia swojej osoby. Otóż, jestem 30 letnią samotną kobietą, która była w 14-letnim związku i została z niczym, ale od początku. Miłość swojego życia poznałam jeszcze za czasów nastoletnich, nie był to grom z jasnego nieba ani przeszycie serca strzałą amora. Poznaliśmy się przez Gadu-Gadu. On pierwszy do mnie napisał, gdzieś wcześniej przewinął się w mojej przeszłości jak sam twierdzi ale ja wspominałam to jak za jakąś mgłą, byłam wtedy w związku więc może dlatego nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi. Później rozstałam się ze swoim chłopakiem i po jakimś czasie odezwał się ON. Początkowo była to relacja czysto koleżeńska, dużo pisaliśmy, wychodziliśmy razem na spacery i graliśmy w koszykówkę, tak trwała przez chwilę nasza koleżeńska relacja, jednak nie wiedzieć czemu nagle ograniczyliśmy kontakt, ani ja, oni on, nie pisaliśmy do siebie aż pewnego pięknego sylwestra, który spędzałam z koleżanką w zaciszu domowym odezwał się do mnie kolega i zaprosił nas do siebie na imprezę. Na miejscu okazało się, że jest i tam mój wcześniej wspomniany przyjaciel z Gadu-Gadu. Siedzieliśmy sobie wszyscy, gadaliśmy i piliśmy alkohol, nie były to jakieś hektolitry, że czytelnik nie pomyślał sobie co za patologia. Były to raczej skromne ilości. Nie wiem jak do tego doszło ale nagle miałam bliskie zbliżenie z moim adoratorem, pierwszy pocałunek, pierwszy dotyk, pamiętam jakby to było wczoraj, powoli czułam, że w moim brzuchu zaczynają budzić się ze snu motyle ale nie rozwinęło się w żaden sposób dalej. Następny dzień przebiegł normalnie, myślałam, że się do mnie odezwie ale była cisza. Przez dłuższy czas znowu nie utrzymywaliśmy kontaktu a ja czułam się jak kompletna idiotka i byłam zażenowana swoją egzystencją, w głowie miałam Dziewczyno, coś Ty sobie myślała, że będzie Tobą zainteresowany? Wyszłaś a puszczalską, bo dałaś sobie wsadzić język do gardła i rękę do majtek. Myślałam tak o sobie przez bardzo długi czas, na ogół jestem z tych co nie rozbierają się na pierwszej randce ale przy nim czułam się jakoś inaczej, nie wiedzieć czemu ufałam mu pomimo tego, że znaliśmy się za długo. Jednak jak to mówią: Po burzy zawsze wychodzi słońce. I tak też było w tym wypadku, odnowiliśmy kontakt ale dalej na stopie koleżeńskiej, robiliśmy razem to co robiliśmy do tej pory, czyli spędzaliśmy po prostu razem czas. Nie wiem, w którym momencie ale nasza relacja zaczęła ewoluować, nie było to nic szybkiego i spektakularnego, wszystko robiliśmy bardzo powoli. Oboje stwierdziliśmy, że nie chcemy aktualnie żadnego związku ale lubiliśmy (tak przynajmniej myślę, że działało to w obie strony) potrzymać się za ręce, dać sobie buziaka czy się przytulić. Podtrzymywaliśmy tą relację na tym etapie aż pewnego spokojnego wieczorku kiedy to odbywaliśmy nasz milionowy spacer, on zatrzymał się nagle złapał mnie za ręce, spojrzał mi w oczy i bez ogródek powiedział, że mnie Kocha. Wtedy nastąpił pierwszy wstrząs w moim ciele, zalała mnie taka euforia, że ledwo trzymałam się na nogach, wylało się po prostu na mnie szczęście, ja oczywiście czułam do niego to samo ale zawsze byłam świetna w ukrywaniu swoich uczuć, zawsze pierwsza musiała odsłonić się ta druga strona przede mną żebym i ja mogła. Przypuszczam, że jest to podyktowane moim dzieciństwem i tym, że ojciec mnie porzucił, mama bardzo rzadko mówiła, że mnie Kocha, nieczęsto też przytulała więc byłam dzieckiem, które za wiele miłości nie miało i tak żeby schować się pod swoją skorupą zaczęłam hamować emocje albo je ukrywać żeby nikt przypadkiem tego nie zobaczył i nie mógł w żaden sposób zranić mojego serca.  :< 

Dodane 4 godz. temu
11
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika obdartazemocji.