Neymar's POV:
W ten jeden pieprzony wieczór życie zjebało mi się do tego stopnia, że siedzę na balkonie w tę zimną noc z papierosem w ręku i nie wiem co dalej. Patrzę jak Londyn zasypia i czuję jak moje serce chce wydrzeć się z mojej klatki piersiowej i spaść z ostatniego, najwyższego piętra, rozstrzaskać się na kawałki i zostać podeptane. Żeby tylko nie czuć tego bólu. Teraz, kiedy wreszcie przestałem być pierdolonym tchórzem i odważyłem się przyznać przed Alice - jak i przed samym sobą - co do niej czuję to ona odchodzi. To taka powolna, pewna śmierć, z którą nikt nic nie może zrobić. Do kurwy nędzy, dlaczego akurat ona? Na świecie żyje mnóstwo idiotów, złych ludzi. Usłyszałem jak całe, szklane drzwi balkonowe rozsuwają się. Wiem, że to ona. Siedzę na lodowatych płytkach, tyłem do niej. Powoli do mnie podchodzi i przysiada za mną. Swoimi drobnymi rączkami owija się wokół mojej talii i splata je na samym przedzie. Opiera swoją głowę o moje plecy. Czuję ciepło bijące z jej malutkiego ciała. To niebywałe, że tak młoda osoba przeżyła, i nadal przeżywa, tak wiele. Ma osiemnaście lat i powinna cieszyć się każdym kolejnym dniem, a los ułożył to wszystko tak, że musi martwić się codziennie o to, czy przeżyje jeszcze miesiąc, rok, dwa. Zaciągam się szlugiem i zauważam, jak bardzo trzęsą mi się ręce. Nie z zimna panującego na zewnątrz. Z nerwów o tę piękną istotę przytulającą mnie od tyłu.
- Wracaj do środka, przeziębisz się - mówię najspokojniej jak tylko potrafię.
- Umieram... tam z nudów -odpowiada, a moje serce zdecydowanie zatrzymało swoje bicie na kilka sekund.
- Przestań tak mówić. To nie jest śmieszne -oskarżam ją.
- Jest - wcmacnia swój uścisk -pamiętaj Ney, że jeśli nie możesz już płakać, należy się śmiać. Nic już nie zrobimy, a nie chcę reszty swojego życia, krótkiego życia - poprawia się - spędzić na ciągłych żalach i wylewaniu łez nocami. Przeszłam przez ten etap, chcę jeszcze skorzystać z danego mi czasu, a jak sam wiesz - nie mam go za wiele -tłumaczy i zabiera papierosa spomiędzy moich palców.
Nim się orientuję, trzyma go już między zębami.
- Nie znam się na tym, ale chyba nie powinnać palić w swoim stanie, proszę cię, wyrzuć to -karcę ją.
- Pewnie nie powinnam też pić, ćpać, wlewać w siebie energetyków, jeść chińskiego żarcia - wylicza na palcach, mówiąc sarkastycznie - nie zachowuj się jak pieprzony lekarz.
- Nie chcę cię stracić - w końcu zdołam to z siebie wydusić.
Nastaje między nami cisza. Alice gasi papierosa na płytce, przez co w normalnych okolicznościach zganiłbym ją, teraz jest inaczej. Obraca się i siada twarzą do mnie, opierając się plecami o barierkę.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - pytam.
- Jest kilka powodów.
- Jakich?
- Pierwszy to, obawa utraty ciebie. Bałam się, że jeśli ci powiem, przestraszysz się i odejdziesz, jednak z drugiej strony nie chciałam, żebyś zostawał z litości. Kolejnym powodem jest to, że nie planowałam się w tobie zakochać, a już w ogóle nie przypuszczałam, że ty poczujesz coś do mnie. A trzeci powód to... ja po prostu chciałam żebyś traktował mnie jak zdrowego, w pełni normalnego człowieka.
- Nie zostawiłbym cię.
- Nie miałam takiej pewności - lekko się uśmiecha. Nawet w tej ciemności jestem w stanie zauważyć jej smutne oczy. Dałbym wszystko, żeby zobaczyć ją radosną. Nie potrafię powiedzieć nic, co w tej chwili mogłoby ją uszczęśliwić.
- Czy gdyby znalazł się dawca szpiku kostnego, zgodziłabyś się na przeszczep?
- Nie wiem, pogodziłam się w pewnym stopniu ze śmiercią.
- Można się pogodzić z takim wyrokiem? - pytam niedowierzając.
- Ze śmiercią tak. Z utratą ciebie nie mogę. Pewnie nie, pewnie wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku, kiedy tak właściwie wszystko się sypie. Gdyby ktoś zagwarantował mi, że przeszczep się uda, to tak. Zgodziłabym się.
- Więc dlaczego przerwałaś to cholerne leczenie i wypisałaś z listy oczekujących, kurwa dlaczego?! Niee pomyślałaś o innych, o tym jak bardzo cię kochają twoi bliscy. Jak ja cię kocham. Gówno prawda, ty nie pogodziłaś się ze śmiercią. Tylko chcesz wszystkim pokazać, że jest dobrze, a wewnątrz rozpadasz się na małe, drobne kawałeczki! - wybucham. Nie jestem w stanie poradzić sobie z emocjami, przelewającymi się w moim ciele.
-Nic nie wiesz! Nie wiesz jak to jest robić sobie kolejną nadzieję, kiedy usłyszysz od lekarza, że twoje wyniki są lepsze, a za kilka dni dowiadujesz się, że maksymalnie się pogorszyły - krzyczy - nie wiesz, jak bardzo cieszyłam się, gdy powiedziano mi, że znalazł się dawca, nie wiesz jak bardzo bolało mnie, gdy kolejny raz pojawiła się jakaś niezgodność i przeszczep nie był możliwy. Pierdolę to wszystko - muszę przyznać, że rzadko klnęła. Przekleństwa śmiesznie brzmiały wydobywając się z jej niewinnej buźki. Bałem się o nią kurewsko. O nią, o jej zdrowie, o jej samopoczucie, o wszystko związane z nią. Nieważne jak ciotowato to brzmi. Podniosła się z podłogi i wychyliła za barierkę. Spojrzała w górę, na gwieździste niebo, od razu przeniosłem się do jej poziomu powtarzając czynność.
- Kocham cię. Nie poddawaj się - tym razem to ja przytuliłem ją do siebie.
- Nie rozmawiajmy o czymś, co budzi w nas smutek i przygnębienie Ney. Nie rozmawiajmy o mojej śmierci -uśmiechnąłem się do niej blado. Mogę zaręczyć, że był to najbardziej wymuszony, nieszczery uśmiech w moim życiu.
- Chcesz wiedzieć co muszę zrobić jeszcze w swoim życiu? - zaświergotała radośnie. Jej oczy zapaliły się jak jasne iskierki wyskakujące z ognia. Skinąłem głową. Odwróciła się w drugą stronę, nadal przytulałem ją od tyłu, a ona splotła na swoim brzuchu nasze dłonie.
- Przygotuj się, bo to będzie długa lista -szepnęła.
- A więc po pierwsze, wiem jakie to banalne, ale chcę skoczyć na bungee, chcę jechać w czerwonym cabrio bez dachu i krzyczeć jak bardzo cię kocham, chcę uprawiać z tobą seks, chcę wygrać w pieprzonym kasynie dużo forsy, chcę pływać nago w morzu przy zachodzie słońca, chcę zrobić sobie tatuaż, chcę skoczyć ze spadochronem, chcę uwieść cię jeszcze raz, chcę opić się tak, że urwie mi się film, chcę się naćpać, chcę uprawiać z tobą seks w samochodzie, chcę żeby ktoś zauważył mnie w fotomodelingu, chcę strzelić z prawdziwego pistoletu, chcę wysłać wiadomość w butelce, napisać, jak cholernie jestem szczęśliwa teraz stojąc tu razem z tobą i rzucić w morze, może ktoś to przeczyta i się uśmiechnie, kiedy mnie tu już nie będzie, chcę wejść na jakąś okropnie wysoką karuzelę, chcę jechać do Paryża, kocham Francję, chcę rzucić szklanką i talerzem o ścianę, żeby wiedzieć jakie to uczucie, chcę biec przed siebie podczas deszczu, chcę zagrać w rozbieranego pokera, chcę skoczyć z klifu do morza, chcę spędzić noc pod gołym niebem, chcę widzieć twoje piękne, czekoladowe oczy, chcę iść na prawdziwy mecz piłki nożnej, chcę obudzić się rano w twoim łóżku i powiedzieć, jak bardzo cię kocham, chcę zatańczyć na stole, chcę stanąć i wykrzyczeć całemu światu coś co boli mnie najbardziej - rozmarzona, wymieniała powoli, po kolei każdą rzecz. Wpatrywała się w gasnące miasto, nie byłem w stanie ocenić jej zachowania. Raz mówiła coś z łzami w oczach, a raz chichotała na samą myśl, jakiejś ekstremalnej rozrywki.
- Pokaźna lista - komentuję i składam czuły pocałunek na jej bladoróżowych ustach - obiecaj mi coś. Obiecaj, że jutro z samego rana, pójdziemy do twojego lekarza i poinformujemy go, że chcesz się leczyć, że zgadzasz się na przeszczep i żeby wpisał cię w tę pieprzoną listę oczekujących.
-Ney to nie...
-Obiecaj -przerywam jej. Patrzę na nią błagalnym wzrokiem, zrobię wszystko co w mojej mocy.
-Obiecuję.
- A wiesz co jest najgorsze? Że pewnie mimo wszystko nie zdołam zrobić żadnej z wymienionych rzeczy.
- Zacznij od teraz - mówię jej. Patrzy na mnie pytającym wzrokiem - wykrzycz całemu światu coś co boli cię najbardziej - ręką wskazuję panoramę znajdującą się przed nami. Znajdujemy się na najwyższym piętrze, cholernie wysokiego wieżowca. Zaśmiała się. Odwróciła w moją stronę i pocałowała, gwałtownie, intensywnie. Jej pulchne usta idealnie synchronizowały się z moimi. Oderwała się ode mnie i kciukami gładziłem jej policzki. Spojrzała mi głęboko w oczy tak jakby chciała usłyszeć coś co by ją zmotywowało. Kiwnąłem głową i oparłem o jej czoło. Następnie odwróciłem ją tak, żeby była na wprost całego, niesprawiedliwego świata.
- Pobudzę wszystkich twoich sąsiadów.
- Pieprzyć ich.
-NIE CHCĘ UMIERAĆ, CHCĘ ŻYĆ - krzyczy. Naprawdę krzyczy. Wychyla się lekko za barierkę. Oznajmia całemu światu. Drze się, śmieje się głośno i jest to najpiękniejszy dzwięk jaki słyszałem w życiu, mógłbym go słuchać wieczność. Przez głowę przemyka mi nawet misterny plan nagrania jej i ustawienia jako dzwonek w telefonie, ale nie chcę wyjść na psychopatę. Po prostu ją kocham.
-Pamiętasz, jak zapytałaś mnie, czy kocham kogoś tak bardzo, że zrobiłbym dla tej osoby wszystko? - pytam ją. Jako odpowiedź dostaję lekkie skinienie głową, zdezorientowanie maluje się na jej pięknej twarzy.
- To Ty. Ty jesteś tą osobą, którą kocham tak bardzo, że zrobiłbym dla Ciebie wszystko.