Neymar's POV:
Staliśmy w ciszy. Wiatr, który z minuty na minutę zyskał na sile, chyba starał się wszystko utrudnić. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Okej, wiedziałem, że nie rzuci się prosto w moje ramiona i nie powie mi, że też to czuje, ale to zachowanie było najmniej przeze mnie oczekiwanym. Dałbym wszystko byleby coś teraz powiedziała. Muszę wiedzieć na czym stoję. Może się wygłupiłem, ale myśl o tym, że mogłaby odejść jest jeszcze gorsza, niż fakt, że się zbłaźniłem. Nie mogę jej tak po prostu stracić i pozwolić mnie zostawić. Jestem zbyt dużym egoistą, żeby dać jej spokój. Czy ją kocham? Nie wiem. Chyba tak. Nigdy nikogo nie kochałem, więc trudno jest mi określić. Ale jestem w stanie zauważyć tę małą iskierkę w jej oczach, która sprawia, że wszystko wygląda inaczej. Lepiej. Każdy pocałunek z nią smakują tak, jakby był to pierwszy raz. I lubię stale na nią patrzeć, niezależnie od tego co właśnie robi. Niezależnie od tego czy ma na sobie moją koszulkę, czy jest bez makijażu i zaspana mówi mi jak bardzo mnie nienawidzi, kiedy dobrze wiem, że cieszy się z mojej obecności tak samo jak ja z tego, że mogę trzymać ją w ramionach. Mimo, że odnosiłem pewne "sukcesy" z kobietami, co pewnie było wynikiem buzujących młodzieńczych hormonów, nigdy nie czułem czegoś podobnego, tego czego teraz czuję do Alice. I teraz brzmię jak pieprzony zakochany idiota. Spoglądam na tę przepiękną dziewczynę stojącą naprzeciw mnie, słyszę jej nierównomierne oddechy. Zamyka swoje karmelowe oczy i zaciska pięści. Nadal bez słowa, zaraz oszaleję.
Pojedyncza łza spływa spod jej powieki. Co? Dlaczego płacze? Szybko przykładam do jej chłodnego policzka swoją dłoń i wycieram wodną smugę.
-Powiedz coś - w moim głosie słychać drżenie, zauważalne.
-Nie możesz mnie kochać, Ney -odpowiada, po kolejnej długiej ciszy.
-Co ty mówisz?
Chcesz znać prawdę? spytała, nie czekając na odpowiedź. Usiłuję jakoś przetrwać dzień, zachowując dość siły, by stawić czoło następnemu. Każdego dnia powoli umieram. Po trochu odchodzę. Niezależnie od tego jak bardzo tego nie chcę.
-Co ty pieprzysz?! Przestań tak mówić -jestem zmieszany, nie wiem o co jej chodzi.
-Tak jest Neymar. Ani ja, ani ty nic na to nie poradzimy. Bez względu jak bardzo mi na tobie zależy. Cholera, nie chciałam się w Tobie zakochać! -wybucha niekontrolowanym płaczem, a ja nie mam pojęcia co zrobić.
Działam pod wpływem impulsu i przyciągam ją jak najbliżej siebie. Zatrzymuję w szczelnym uścisku słysząc jej łkanie. Dłonią delikatnie gładzę ją po włosach. Jest chuda, zdaję sobie sprawę, że od ostatniego razu straciła na wadze parę kilogramów i jest to bardzo zauważalne. Nie spotykałem się z tego typu sytuacjami, dlatego nie jestem w nich ekspertem. Trwamy w tej pozycji parę dobrych minut, zrobiłbym dla niej wszystko i z czasem zdaję sobie z tego sprawę. Czy ona powiedziała, że się we mnie zakochała?
Minimalnie odsuwam ją od siebie i przytrzymuję jej głowę dłońmi. Spoglądam w te piękne, lecz zapłakane i zaczerwienione oczy.
-Porozmawiamy? - pytam z nadzieją, chociaż zwarzywszy na jej dotychczasowy stan nie jestem pewien jej reakcji.
Kiwa głową i dzięki Bogu przestaje płakać. Rękawem wyciera swoje łzy, jest rozmazana, ale nawet teraz mogę powiedzieć, że jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem. Kierujemy się w ciszy do domu. W aucie podkręcam ogrzewanie do maksimum, ponieważ widzę jak się trzęsie. Boję się tego, co wydarzy się w moim mieszkaniu. A raczej tego co chce mi powiedzieć, ale mam nadzieję, że nie będzie to nic najgorszego. Podróż mija w ciszy, ale komfortowej ciszy. W pewnym momencie czuję jak splata swoją dłoń z moją i mam wrażenie, że jestem w tej chwili najszczęśliwszym facetem. Brakowało mi tego. Jednak moja druga - mniej optymistyczna część - każe myśleć, że czeka mnie coś naprawdę przykrego. Prowadzę jedną ręką, jestem pewien, że w innych okolicznościach zwróciłaby mi uwagę na wszelkie możliwe niebezpieczeństwo wynikające z takiego kierowania. W mieszkaniu przynoszę jej szklankę wody. Mam wrażenie, że teraz jej bardziej spokojna ode mnie. Siadam obok niej i czekam aż coś powie.
Alice's POV:
Wiem, że czeka na wyjaśnienia. Mam ochotę skarcić się za to, że tak się przy nim rozkleiłam. Nie powinnam. Mogłam już dawno urwać z nim kontakt. Bolałoby mniej. Słyszę jak odchrząkuje, więc wiem, że nie mam innego wyjścia i muszę zacząć mówić.
-Początek choroby był nagły. Zaczęła się jako zespół niespecyficznych objawów. Najpier angina, później zapalenie płuc. I następnie wszystko się potoczyło. Niedokrwistość - to dlatego jestem blada i często osłabiona, skaza krwotoczna - bardzo często mam krwotoki z nosa, z czasem nastąpią bóle stawowe. Pamiętasz jak ostatnio spytałeś mnie, dlaczego mam tyle siniaków? Łatwe siniaczenie to jeden z tych przykrych elementów. Kiedy dowiedziałam się o moim stanie - załamałam się. Nawet nie wiesz, jak w ciągu kilku minut jedna wiadomość może spieprzyć ci życie, całkowicie spieprzyć -patrzyłam się w jeden punkt, nie byłam aż na tyle odważna, żeby spojrzeć Neymarowi w oczy. Nie dałabym rady. - niczym się nie różniłam, byłam załamana, straciłam sens życia. Znienawidziłam wszystkich. Początkowo zaczęło się leczenie onkologiczne, chemioterapia i radioterapia nie pomagały mi na tyle, ile mi obiecano. Mój stan się nie polepszał, ale też nie brnął w dół. Stałam w miejscu. Po pewnym czasie więc rozpoczęłam leczenie wspomagające, nie mogli pozwolić na jakiekolwiek zakażenia w moim stanie, a odporność malała z biegiem czasu. Zwykłe przeziębienie mogło prowadzić do śmierci. Niekiedy moje wyniki osiągały apogeum złych wiadomości, a niekiedy było coraz lepiej i właśnie wtedy pojawiała się ta mała iskierka tej gównianej nadziei. Mnóstwo czasu straciłam na te kurewskie badania. Dlatego od kilku miesięcy po prostu się nie leczę. Białaczkę zdiagnozowali mi niecałe dwa lata temu -ostatnie dwa zdania wyszeptałam.
Neymar's POV
Ma białaczkę. Krew odpłynęła mi z twarzy i przed oczyma przesunął się szereg przyprawiających o zawrót głowy obrazów. Miałem wrażenie, że czas stanął w miejscu na kilka minut. Nagle zrozumiałem wszystko. Zrozumiałem co się między nami wydarzyło. Dlatego nie chciała mi mówić o swoich siniakach, dlatego traciła na wadze, dlatego miała podkrążone oczy, dlatego była coraz słabsza. Wszystko stało się absolutnie jasne, układało się w sensowną całość, a równocześnie nie miało żadnego sensu. Alice, moja słodka Alice ma białaczkę. Umiera. Moja Alice...
-Nie, nie - szepnąłem - to nie może być prawda - miałem wrażenie, że mówię do siebie. Nie patrzyła w moją stronę.
Ale nie było mowy o żadnej pomyłce. Zakręciło mi się w głowie i wszystko legło w gruzach. Byłem odrętwiały, ale kiedy już zdałem sobie z tego sprawę przyciągnąłem ją w swoje ramiona. I jak do tej pory była silna, teraz płakała w moje ramię. Razem ze mną.
-Tak mi przykro, Neymar - chlipała. To ja powinienem był to powiedzieć, ale nie potrafiłem. Nie bardzo wiedziałem co mam zrobić, próbowałem jej pomóc, ale jak? Chciałbym wierzyć, że to tylko sen. Życie jest tak kurewsko niesprawiedliwe.
-Musimy coś zrobić. Prze... -zacząłem.
-Zakochałam się w tobie - powiedziała łkając. Gdyby nie wcześniejsza wiadomość, byłbym wniebowzięty z racji tych słów. Ale teraz? Nie mam pojęcia jak się cieszyć, kiedy wiem, że ją tracę.
Zapraszam do komentowania :)
Przepraszam Was bardzo za tę miesięczną przerwę. Naprawdę baaaardzo, mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie zabijecie za ten rozdział. :) trochę spóźnione, ale wszystkim życzę udanych wakacji :*