Na do widzenia, pozwalam Wam zajrzeć do swojej głowy. Fajnie, hmm? I ja tak mam cały czas.
23 grudnia. Nienawidzę Dwudziestych Trzecich Grudnia. O ile ubieranie choinki, sprzątanie i pieczenie jest normalne, ba! Nawet wymagane, bym spokojnie przeżyła ten dzień, o tyle Ten Jebany Terrorysta - nie. Ani trochę. Nigdy. Kto? A no Karp. Już sobie wyobrażam jak będzie mnie terroryzował, za każdym wejściem do łazienki, jak będzie pływał w tej żółtej misce i tylko czekał, aż wejdę, żeby pacnąć tą płetwą, chlupnąć, wydać odgłos zdychającej ryby, zrobić cokolwiek, co wywoła u mnie pisk przerażenia i atak paniki, bo to się PATRZY. A po tym, jak już wstanę z łóżka, zjadam przed ostatnią czekoladkę (punkt 4. : Przynajmniej raz zjeść czeksę z kalendarza adwentowego poprawnie), witam mamę pomrukiem pełnym sprzeciwu, że jak to, że ryba NIE MOŻE siać paniki dzień przed Wigilią, że to niepoprawne politycznie i napiszę skargę, nie wiem jeszcze do kogo, ale napiszę, długą, na trzy stopy albo i cztery, i powiem wszystkim co ja o tym myślę, mama mówi 'nie wstawię Karpia do łazienki, bo wiem jak tego nie lubisz'. I nagle czuję, że Święta zbliżają się pełną parą.
Jakieś sześć godzin później, kiedy w końcu dostaję przywilej ubrania Choinki (Chujanki, Chujinki ~ co wy wszyscy z tymi chujami?), okazuje się, że, z całym szacunkiem, jebane lampeczki nie świecą. Więc ubieram się, dobrowadzam do porządku, jako tako wyglądając wychodzę, uśmiechając się do nieba, bo, pomimo Lampek, Których Imienia Nie Wolno Wymawiać, śnieg pada i zima ma się dobrze, i idę do Tesco, i łapię pierwsze z brzegu Nowe Lampki, i idę do kas, i zawracam, bo myślę, że jak nie sprawdze, a kupię zepsute, to się zajebię, więc wracam, czekam przy durnej ladzie Działu Electro, i czekam, i czekam, bo banda debili nie potrafi zrozumieć, jakich baterii wymaga robot, mimo, że na opakowaniu leżącym przede mną jest to wyraźnie napisane.
Ale to nic, bo czekam dalej, bo Lampki Muszą Być, i podchodzi jakaś inna, też z Lampkami, do drugiej babki z Działu Electro, która na twarzy ma wypisane jak bardzo, bardzo nienawidzi tego dnia, tak wyraźnie, że przez jedną chwilę zastanawiam się, czy to przypadkiem nie przewyższa mojej nienawiści do Karpia, ale nie, tego nikt nie przebije. I ta Druga Babka sprawdza tej pierwszej Lampki i działają, i widać jak jej za to nienawidzi, że tamta kazała jej te Lampki sprawdzić, ale ja mimo to podchodzę i też proszę, i ona patrzy na mnie, jakbym jej dziecko zabiła, ale sprawdza, a ja dziękuję jej tak bardzo, tak serdecznie, tak gorliwie, że aż się uśmiecha i wtedy magia świąt zaczyna wracać. Idę do kolejki, uśmiecham się do kasjera, widzę gościa ze szkoły (pamiętam, że kupował mleko), idę do domu, ubieram choinkę i dzień staje się dobry.
24 grudnia Łapię się na prośbach o jakąś patologię dla mojej rodziny, bo wtedy przynajmniej mielibyśmy wymówki.
I nie zawsze chodzi mi o to, że śmiejemy się z ciastka kaczki-inwalidy, bo jej głowa odpadła i to taki zabawny konkurs, kto jej przyklei tę nieszczęsną głowę.
25 grudnia Muszę wstać rano, na śniadanie. Do północy oglądałam sceny dodatkowe z Pottera.
26 grudnia Na rodzinnym obiedzie oglądam z bratem zdjęcia. To nie jest nudne, mamy spory ubaw. Z bratem zawsze mam ubaw. Tylko przez chwilę mam łzy w oczach, bo wszyscy pamiętają dziadków, a ja nie, bo byłam za mała. Nikt nie widzi. Niezauważalną hiperwrażliwość mam po tacie. Za to moja mama była taka piękna na tych zdjęciach i mam nadzieię, że za kilka lub kilkanaście lat będę do niej podobna. Choć troszkę. Troszeczkę?
Łapię się na targowaniu z Bogiem o przyszłe podobieństwo do mojej matki. Zabawne. A wracając do domu dochodzę do wniosku, że nigdy więcej nie chcę obudzić się i dojść do wniosku, że nic nie zrobiłam. NIGDY więcej nie chcę się tak czuć. Patrzę na mojego kaktusa. Zaczynał kwitnąć, jak go dostałam, jakieś 2 tygodnie temu. Teraz już nie kwitnie. Przepraszam, Edynburgu.
Matka znajomej zmarła. Zaczynam się zastanawiać, czy na pewno jestem nieśmiertelna.
Nie kończę tego po to, żeby za miesiąc założyć nowego lub żeby zacząć nowy etap życia [jak to robią niektórzy ~ zauważył kiedyś Strawberryjam]. Nie ma powodu.
- Dzięki Bogu :D Nie będziesz się już tak na mnie gapić. Znaczy, na mój boski tyłek. Ooo~, widzę, że masz nowego chłopaka, Potty?!
- Zaraz powtórzę gest Hermiony. Wiesz, ten z jej pięścią i Twoją twarzą. 100 razy.