Halo.
Minęło sporo czasu... Ale ja pamiętam.
Nie chcę utracić tego, co już osiągnęłam. Fakt, waga w pewnym stopniu wróciła do fazy wyjściowej - pocieszam się jednak, że dzięki wcześniejszej, zdrowej diecie, teraz nie jest aż tak źle, jak mogłoby być. Czyli: "byle do przodu".
.
Przez ten miesiąc, pełen niepokoju i stresu związanego z ostateczną diagnozą, usłyszałam wiele zarówno złych, jak i miłych słów. Wszystkie są starannie poszufladkowane w mojej głowie, będą służyć mi za motywację. Jestem pamiętliwa... I dobrze.
Dziś skończył się długo wyczekiwany okres.
Czas więc skończyć i z pozwalaniem sobie na "drobne" przyjemności usprawiedliwiane stwierdzeniem: "jak mam umrzeć, to chociaż poużywam teraz życia!". DOŚĆ.
.
Towarzyszy mi uczucie... Podekscytowania.
Jak przed startem w zawodach albo pierwszym dniem w szkole.
Będzie dobrze - czuje to i wiem to. Oby...
.
Zmarnowałam prawie miesiąc. Muszę starać się dwa razy bardziej, by nadgonić stracone dni. Do 18 coraz mniej czasu, a ja wciąż nie jestem taka, jakbym tego sobie życzyła.
.
Nea.